Usiadłem na podłodze.
-Costa, sama widzisz co się dzieje w stadzie odkąd tu jestem. - Powiedziałem popijając wodę.
-Widzę. Właśnie zauważyłam.
-Tak więc... Zastanawiam się nad odejściem. Przeze mnie w stadzie panuje
dziwne napięcie. Nie to, żeby mi się tu nie podobało. Po prostu nie
chcę narobić kłopotów.
Costa westchnęła i spojrzała się na mnie.
-Nie mogę cię tu zatrzymywać. Jednak gdybyś chciał wrócić to wiesz gdzie mnie znaleźć. - Mruknęła i zniknęła.
Odetchnąłem z ulgą. Nie było aż tak źle... Wybiegłem. Wyruszyłem kłusem w
stronę lasu. Jeszcze raz spojrzałem się za siebie. "Żegnaj, piękna
kraino" - Pomyślałem. Przekroczyłem granicę stada i ruszyłem galopem w
przód. Nie wiem co mnie spotka. Zobaczymy.
*Tydzień, dwa później*
Nie mogę. Nie wytrzymam tak. Leżałem pod drzewem. Przyciśnięty do
podłoża kamieniem. Gdybym chciał, zrzuciłbym go. Ale nie. Nie chciałem.
Wolę tu zdechnąć!Albo jednak nie? Wstałem bez trudu i otrzepałem się z
piachu. Wracam do stada. Wracam do Costy.
*W stadzie*
Znalazłem się na wzgórzu. Za chwilę, obok mnie pojawiła się Costa.
-Wróciłeś. - Powiedziała.
-Owszem. Wróciłem. Wróciłem do ciebie.
Costa zmierzyła mnie swoim wzrokiem. Na początku ulegałem temu spojrzeniu. Teraz, nie boję się go wcale.
-Jak to.. Do mnie? - Zapytała.
-Do ciebie. Przyjaciół się nie zostawia. - Uśmiechnąłem się lekko.
Costa także lekko się uśmiechnęła, jednak po chwili jej wzrok znów powędrował w ziemię.
-Ej.
-Co?
-Słuchaj, ostatnio wiele rozmyślałem.
-Nad czym?
-Bo chyba się zakochałem.
-I co? Mam klaskać? Bo nie kumam.
-Nie wiem jak jej mam to powiedzieć. Mogę na tobie poćwiczyć?
-Eh... Możesz. - Przewróciła oczami.
-Kocham cię.
-Okej, teraz idź i jej to powiedz.
-Właśnie to zrobiłem.
Costa?