Przybiegłem szybko na łąkę i dałem jej różę. Następnie pogalopowałem do
mojego domu. Wydawało mi się, że go widziałem, iż był zmasakrowany. Nie
myliłem się. Drzewa się jeszcze trochę paliły... W środku miałem kilka
gałązek roślin, więc połowa jamy spłonęła... Zbadałem dokładnie całą
glebę. Nagle coś przyczepiło się do mego kopyta. Coś w rodzaju
pluskwy... Spojrzałem na księżyc. Może to ma coś z nim wspólnego? Była
pełnia... Straciłem czucie w nogach. Po chwili upadłem i po woli
zamknąłem oczy... Koniec.
Zbudziłem się rankiem. Nic mnie nie bolało, wydawało mi się, że jest
wszystko normalne... Szybko wstałem i pokłusowałem do jeziora.
Spojrzałem na tafle wody... Zamurowało mnie. Nie byłem już siwy... Byłem maści karej... Do tego posiadałem skrzydła:
Odszedłem od wody i położyłem się pod dużym drzewem. Tam leżałem przez cały dzień...
Nocą coś kazało mi iść w stronę mej jaskini. Ponownie złapała się mnie
pluskwa i znów stało się to, co tamtej nocy. Tym razem jednak nie
zasnąłem... Obudziłem się w tej samej postaci, co kiedyś...
'' Więc ten wynalazek, powoduje moją zmianę w konia nocy, tak? '' - myślałem.
Nagle na przeciw mnie pojawił się jakiś koń ze stada. Ernina... A któż
by inny. Jednym ruchem wrzuciłem ''zmiennik'' na moje plecy.
- Coś się stało? - zapytała.
- Nie... Chyba... - traciłem głos.
Po chwili znowu zamieniłem się w pegaza... Tym razem jednak zmienił mi się charakter. Nie dość, że wygląd i jeszcze cechy...
- Czego chcesz? - wycedziłem przez zęby oschle.
< Ernino? >