Ostatnimi czasy strasznie mi się nudziło. Degrassi gdzieś zniknęła.
Chodziłem po prostu sam po terenach stada kopiąc małe kamienie. Co się z
nią stało? Co z moją Degrassi? Czemu nie mam się z kim zadawać? Wszyscy
mnie olali. Westchnąłem ciężko przysiadając nad rzeką. Rodzice są
jakimiś duchami, siostry nie widziałem, można by rzec, od lat. Gdzie
wszyscy, których znałem? Za mną rozległ się trzask gałęzi. Nie obeszło
mnie to. Niech przechodzi kto chce, nie mam co robić. Słyszałem już
wyraźnie każdy krok.
- Kto idzie? -spytałem beznamiętnie.
Odpowiedziała mi głucha cisza.
- Nie chcesz to nie mów - wstałem i otrząsnąłem się z błota - To i tak bez znaczenia. Nie znam tu już nikogo - zwiesiłem łeb.
Co się stało, że tak się zmieniłem? Z ogiera, który do Hadesu zstąpił
dla ukochanej w cieć dawnego siebie, konia, który nie ma celu.
<Ktoś dokończy to smętne opowiadanie? >