czwartek, 14 lipca 2016

Od Costy

Medytowałam na najwyższej z naszych gór, wtem moją medytację zaburzyły krzyki. Wsłuchałam się w nie, nie brzmiały jak krzyki klaczy uciekającej w zabawie przed ogierem. To były krzyki kogoś zwijającego się z bólu, po czym nastała chwilowa cisza. To było przerażające. Nad terenami stada zebrały się ciężkie czarne chmury. Nie minęła chwila, a na niebie zaczęły tańczyć błyskawice w rytm za nimi grzmoty przecinały powietrze. Wyostrzyłam swój wzrok i dostrzegłam w oddali wielkie, nie, ogromne stado mknące na naszą główną łąkę, gdzie było stado. Wpadłam w panikę, ale musiałam czym prędzej ewakuować stado. Zatrzymałam wrogie stado między górami, co dało mi trochę czasu.
Podleciałam na łąkę, gdzie pasły się niczego świadome konie.
- Musicie uciekać!
Panika w ich oczach wydawała się wielka. Posłusznie zaczęli biec w góry, do schronów.
- Co się dzieje?- Spytał podbiegający do mnie Killer
- Atakują nas
- Kto?
- Nie wiem, wygląda na ogromne stado
- Ile ponieśliśmy ofiar?
- Na razie jedną
- Nie martw się.. jeszcze pożałują tego
- Nie damy rady im wszystkim, musimy się wycofać
- Ale..
- Nie ma ale.. nie możemy nikogo stracić
- Dobra biegnijmy za nimi... będziemy osłaniać plecy
Pobiegliśmy za resztą stada. Gdy byliśmy już prawie na miejscu przed nami ukazała się wielka rzeź... Wszyscy byli martwi.
- Killer!!!!!!!!!
Miałam łzy w oczach, Killer mnie przytulił i błyskawicznie wzniósł w niebo.
- Oni nie żyją! Rozumiesz?! Są martwi! Z mojej winy
- Ciii... robiłaś co mogłaś
- Ale Killer.. nie obroniłam ich
- Próbowałaś, a nie uciekłaś
- Zabierz mnie stąd
- Będzie dobrze, lecimy do mnie
Ukrywaliśmy się przez wiele tygodni w willi Killera. Przeżyliśmy my i tata z Anorii... Reszta zginęła......

Blog

Jeśli podoba ci się to stado i nie chcesz by zostało usunięte to daj znać na priv lub w komentarzu. Bo na ten moment nie widzę sensu by istniało.

niedziela, 31 stycznia 2016

Czystki

Osoby, które chcą zostać w stadzie muszą napisać opowiadanie do 23:59 6.02.2016 (sobota), jeśli nie chcesz by twój koń tu był, to poinformuj mnie o tym na Howrse.

Od Lonely'ego - Świetlana przyszłość?

Kiedy wkroczyłem na tereny obcego mi stada, a mianowicie granicę między stadem Mroku, a stadem Światłości, nagle wszystkie stada zbiegły się i stanęły na granicach.
-Ej, coś ty, za jeden?-spytał jeden ze stada Mroku.
-Informacja do życia potrzebna?-uciąłem.
Wtedy na przód wepchnęła się klacz. Jej róg błyskał wokoło.
-Co tu się, do jasnej cholery, dzieje?-zapytała.-Widzę, że ktoś nowy?
-Otóż to.-odparłem krótko.
-Wybierz stado.-rzuciła, tak od razu.
-Ale...przepraszam? Nie znam tych stad.
-Stado Mroku, to my, stado Światłości, to tamci. Wybierz.-westchnęła, a w jej głosie słychać było złość i niecierpliwość.
-Niech będzie, Mroku.-rzekłem i wstąpiłem do koni po mojej prawej stronie.
Zaprowadziły mnie...dokładnie nie wiem gdzie, ale pewnie na ich tereny. Opowiedziałem im o sobie bardzo dużo, jak nie ja. Hah, im? To znaczy...tylko przywódczyni. Kiedy zostałem przyjęty, wyruszyłem na w miarę spokojne miejsce, a mianowicie Jezioro przy górze Chiliad, by tam uspokoić się i wszystko przemyśleć. Idąc tam, poczułem się...Obserwowany. Zignorowałem to. Nie chciałem, by ktoś mnie poznał, więc udawałem, że w ogóle go nie ma, o ile był. Zaraz, co? Nie, nieważne. Także szedłem sobie dalej. Kiedy tam dotarłem, usiadłem. Wow, robi wrażenie, naprawdę. Kiedy siedziałem, usłyszałem czyjeś kopyta. Pospiesznie się odwróciłem.
<Ktoś? Ktoś ty, ktosiu? :P>

Od Avengera CD opo Killera

Wstałem dosyć wcześnie. Nie mogłem poukładać na nowo myśli...Siedziałem w swojej jaskini i popijałem wódkę. Byłem strasznie roztrzepany. Chociaż gdyby nie Costa leżąca w szpitalu pewnie siedziałbym sobie tak do jutra.Zjawiłem się przed szpitalem.Zobaczyłem tam Killer'a i podszedłem do niego.
-Siema.-Mruknąłem spoglądając na zamknięte drzwi.
Killer spojrzał się na mnie.
-Siema...
Staliśmy tak w ciszy do puki nie otwarto lecznicy. Wbiegliśmy do środka i stanęliśmy oboje nad Costą.
-Żyjesz? - Spytaliśmy z przestrachem razem z Killerem.

Killer? Costa?

niedziela, 24 stycznia 2016

Od Killer'a CD opo Costy

- Costa!- Awenger wraz ze mną zerwał się z miejsca na widok upadającej przywódczyni.
W ostatniej chwili złapałem jej łeb, w przeciwnym razie uderzyła by nią mocno o ziemię.
- Ej Costa... Cholera! Ja ją biorę do lecznicy, a ty leć po Anothera - Powiedziałem przerzucając Costę przez grzbiet.
- Gdzie go znajdę?
- U niego w jaskini
- Ok... tylko uważaj na nią
- Leć!



W lecznicy Awenger unikał mojego wzroku, tak jak by się za to wszystko obwiniał. Powiedziałbym mu o tym, że Costa ma lekkie problemy ze zdrowiem, aleeeeeee uwielbiam patrzeć jak ktoś cierpi.
Cały czas nie było wieści o stanie zdrowia Costy, powoli zaczynałem się martwić.
- Awenger Killer, niestety nie możecie tu zostać na noc- Powiedział Another gasząc światła w lecznicy
- Ale czemu? - Spytał zdziwiony Awender
- Bo to nie hotel tłumoku i lecznica na noc jest zamknięta dla zdrowych koni- Powiedziałem zbierając się
W połowie drogi do mojej willi dogonił mnie Awenger.
- I tak o idziesz? Nie walczysz o to by móc przy niej czuwać?
- Yyy.. tak? Mam lepsze plany niż kłótnia z medykami o to czy mogę tam być
- No na pewno pójdziesz pić i przelecisz sobie jakąś klacz
- Pf... jak będę chciał to tak zrobię
- No tak tobie to na rękę, że Costa zejdzie bo jesteś jej zastępcą i wtedy władza przypadnie tobie!
W sekundzie przyparłem ogiera do najbliższej ściany klifu i lekko przydusiłem.
- Nie, nie było by mi to na rękę
- Bo w to uwierzę... miał byś władzę i nie musiał nikomu podlegać
- Co mi po tej władzy? Jak by mi na niej zależało to już dawno temu bym ją miał
- A co cie powstrzymuje?
Puściłem ogiera i ruszyłem spokojnym tempem w stronę mojej willi.
- Aaa... już rozumiem. Nasz amant się zakochał? Albo chce zaliczyć kolejną klacz....taką inną niż wszystkie
- Jak zaraz się nie zamkniesz to obiecuję ci, że rozwalę ci ten twój głupi łeb
Spojrzałem ostatni raz na niego i wzbiłem się w powietrze .

Szybowałem przed dłuższy czas w chmurach rozmyślając nad tym wszystkim... nie zależy mi na władzy, wszystko jest tak nie istotne gdy obok jest właśnie ona. Czasem mam wrażenie, że jak jej zabraknie to i ja zniknę... będę cieniem siebie.
Podleciał do mnie smok od Costy, a raczej jej były smok.
- Killer!  - Boże tylko nie ty
- Długo za mną lecisz?
- Dopiero przyleciałem
- Czego chcesz ?
- Co się dzieje z Costą ?
- Trochę gorzej się czuje... nic poważnego....tak sądzę- powiedziałem pod nosem
- Cały smoczy naród się o nią martwi. Miała o siebie dbać
- Ale Costa to Costa nic na siłę
- Tak wiem, ale masz mi jedno obiecać! Że będziesz się nią opiekował, nie zważając na nic
- Już się staram to robić
- Nie widać!
- Okey będę się bardziej starał, tylko ciężko przy niej
- Dlatego wybrałem ciebie
- Hah! Dzięki za tę nagrodę, a za razem karę
- Jeśli coś jej się stanie poważnego to ty za to zapłacisz!- Pogroził i poleciał
Ehh.. mam dość wracam do siebie.

Oczywiście u mnie pusto, ani żywej duszy. Takie życie... nie ma co narzekać. Zapaliłem w kominku, zgasiłem światła i z butelką wina rozsiadłem się na sofie....


- Killer!!! Proszę! Killer! - Głoś Costy
- Gdzie jesteś?! Costa!
- Kil....
- COSTA!!!!!
- Heh przykro mi amancie ona już nie żyje, czyż nie tego chciałeś?- Głos Awenger'a
- Wyjdź ty tchórzu!
- Hahahaha
Stałem w kompletnej ciemności gotowy na atak z każdej strony. Nagle z boku oświeciło się światło i wyłoniło ze zmroku ciało martwej Costy.
-Costa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Zacząłem płakać nad jej ciałem i całować jej szyję... miałem nadzieję, że się obudzi...lecz ona z sekundy na sekundę stawała się zimniejsza.
-NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Zerwałem się z sofy jak poparzony, oddech mi wariował. Przetarłem oczy, spojrzałem na plamę rozlanego wina na dywanie i uświadomiłem sobie, że to był tylko sen. Nie miałem sił by posprzątać, wiec poszedłem do swojej sypialni i położyłem się spać. Jeszcze kilka razy sen się powtarzał....
Rano już stałem pod lecznicą i czekałem, aż ją otworzą.

Awenger


Od Costy CD opo Avenger'a

Zatkało mnie... nie wiedziałam co powiedzieć, zaczęło mnie przyduszać. W głowie miałam wielki mętlik... Chciałam mu coś powiedzieć, ale nie potrafiłam nic wykrztusić. Spojrzałam na niego z łzami w oczach. Miałam coś powiedzieć, gdy nagle przyszedł Killer. Jeszcze go tu brakowało...
- Ooo... kto postanowił wrócić- Zaśmiał się mrocznie Killer
- Tak, wróciłem. Masz coś do tego?
- Może i mam, ale zostawię to dla siebie. No chyba, że się będziesz wtrącał w nie swoje sprawy.- Killer zwrócił swój wzrok na mnie. - Costa? Ej! Costa co ci?
Patrzyłam na niego otępiale, obraz zaczął się zwężać i rozmazywać. Tętno mi przyśpieszyło... Ostatnie co widziałam to zrywającego się Killera w moją stronę. Potem nastała ciemność....

Killer