Kiedy wkroczyłem na tereny obcego mi stada, a mianowicie granicę między
stadem Mroku, a stadem Światłości, nagle wszystkie stada zbiegły się i
stanęły na granicach.
-Ej, coś ty, za jeden?-spytał jeden ze stada Mroku.
-Informacja do życia potrzebna?-uciąłem.
Wtedy na przód wepchnęła się klacz. Jej róg błyskał wokoło.
-Co tu się, do jasnej cholery, dzieje?-zapytała.-Widzę, że ktoś nowy?
-Otóż to.-odparłem krótko.
-Wybierz stado.-rzuciła, tak od razu.
-Ale...przepraszam? Nie znam tych stad.
-Stado Mroku, to my, stado Światłości, to tamci. Wybierz.-westchnęła, a w jej głosie słychać było złość i niecierpliwość.
-Niech będzie, Mroku.-rzekłem i wstąpiłem do koni po mojej prawej stronie.
Zaprowadziły mnie...dokładnie nie wiem gdzie, ale pewnie na ich tereny.
Opowiedziałem im o sobie bardzo dużo, jak nie ja. Hah, im? To
znaczy...tylko przywódczyni. Kiedy zostałem przyjęty, wyruszyłem na w
miarę spokojne miejsce, a mianowicie Jezioro przy górze Chiliad, by tam
uspokoić się i wszystko przemyśleć. Idąc tam, poczułem
się...Obserwowany. Zignorowałem to. Nie chciałem, by ktoś mnie poznał,
więc udawałem, że w ogóle go nie ma, o ile był. Zaraz, co? Nie,
nieważne. Także szedłem sobie dalej. Kiedy tam dotarłem, usiadłem. Wow,
robi wrażenie, naprawdę. Kiedy siedziałem, usłyszałem czyjeś kopyta.
Pospiesznie się odwróciłem.
<Ktoś? Ktoś ty, ktosiu? :P>