Leżałam w swojej jaskini. Nagle zobaczyłam zupełnie obcego mi konia.
Wyglądał na zaniepokojonego. Rozglądał się uważnie. Na szczęście mnie
nie dostrzegł. Śledziłam każdy jego nawet najdrobniejszy ruch. Dla pewności postanowiłam iść za jego śladami. Wiatr przyniósł mi wieść, że
gdzieś na terenach stada krąży szpieg wrogiego dla nas stada.
Stwierdziłam, że to właśnie on. Przedzierał się szybko przez chaszcze i za zarośla. Szłam za nim bardzo ostrożnie, by mnie nie usłyszał. W końcu
doszedł do granicy naszego stada. Musiałam coś wymyślić, żeby go
zatrzymać. Nie czekałam długo. Wszedł w jeden z korytarzy wąwozu. Widać,
że to amator, bo ten prowadził do ślepego zaułka. Pobiegłam górą. Kiedy
doszedł do końca zeskoczyłam i zagrodziłam mu drogę.
-Co tu robisz? -zapytałam złowrogo.
-Na pewno nie to co ty! -odpowiedział nieznajomy. Była to klacz. Srokata.
-Skąd jesteś? Gadaj!
-Nic ci nie powiem! -klacz próbowała przejść.
Nagle ziemia pod jej kopytami zapadła się w 3-metrowy dół.
-Teraz będziesz mówić? -zapytałam szyderczo.
-A ty, z jakiego stada jesteś?
-Stado Dzikich Gór.
-Aaa... -uśmiechnęła się jakoś dziwnie.
-Zaprowadzisz mnie do swojego stada!
Poszłam za klaczą. Milczała jak grób. W końcu uciekła mi do swojego przywódcy. Właśnie rozmawiał:
-Dobra, zbudujcie sieci, rozwiesimy je na szpiegów Gór. -tylko tyle usłyszałam.
Potem podeszła do niego znana mi już klacz. Przywódca wysłał kilka koni
za mną. Jednak nie dogonili mnie. Cała w błocie wróciłam do swojej
jaskini. Umyłam się, nareszcie wyglądałam jakoś normalnie. Potem
zastanawiałam się jeszcze chwilę. Narysowałam małą mapę, jak trafić na
tereny wrogiego stada.
-Cóż, jest się szpiegiem, to się ryzykuje. -powiedziałam do siebie.