sobota, 15 listopada 2014

Od Riny CD opo Killera

Blue Jay postąpił źle..Ale nie zabił Killera więc go też nie powinni zabić. Po oddzieleniu stron stada nie wychodziłam z domu często. Wolałam być sama...Ale coś wyciągnęło mnie na dwór. Zobaczyłam wyspę na której stał wielki apartament. Dużo myśli przechodziło mi przez głowę, a mniej więcej typu "O nie! ludzkość się tu przeniosła!" albo "Trzeba o tym powiadomić Costę!"..Ale po chwili zauważyłam że na balkonie stoi Killer. Poszłam do Costy.
-Cześć Costa..
-O, Rina dobrze cie widzieć..Nie wychodzisz ni nic.. -Powiedziała
-Mam pewne zmartwienia dotyczące Killera..-powiedziałam
-Tak..pewnie widziałaś jego apartament? To jest jego sprawka..Umie używać magii..dosyć silnej magii..
-O..to jego? a ja myślałam że ludzie go złapali czy coś..-powiedziałam..
-Muszę iść..-powiedziała Costa i gdzieś się teleportowała.
Zachciało mi się jeść, więc poszłam na polankę zjeść trochę trawy. Nagle jakiś niedźwiedź na mnie skoczył. Ja zrobiłam unik i walnął prosto w drzewo. Jednakże to nie koniec przygody! Z niedaleka usłyszałam ujadanie psów myśliwskich i jakieś krzyki. Niedźwiedź tylko ryknął i zniknął za krzakami. Gdy się odwróciłam zobaczyłam ludzi którzy spuszczają swoje psy ze smyczy. Biegły prosto na mnie więc postanowiłam uciekać. Ludzie wzięli jakiś "kantar" (bo tak na to mówili) i dłuuuugi sznurek. Pięć psów biegło za mną. Jeden był tak szybki że na mnie skoczył. Przewróciłam się o jakiś kamień. Psy otoczyły mnie i warczały jakby miały wściekliznę. Nadbiegło 10 panów ze sznurkami. Nałożyli mi na głowę ten "kantar" i zaczepili 6 sznurkami. Przyjechało też dwóch panów na siwych koniach. Jeden z nich trzymał mnie tak mocno że moje wierzganie nic nie pomogło. Nagle nadbiegł Killer...

<Killer?>