Tak trochę pusto w moim życiu. Całe dnie spędzam sama, w czterech 
ścianach. Nie mam nikogo z kim mogłabym pogadać, albo coś. Mam trochę 
dosyć. Chwiejnym krokiem wyszłam z mrocznej, wilgotnej jaskini. Słońce 
raziło mnie w oczy. Pokłusowałam w cień. Zaczepił mnie Veyron.
- Cześć. Kim jesteś? Pierwszy raz cię tu widzę.
- Pewnie dlatego, że całe dnie przesiaduję w jaskini.
- A jaki jest tego cel?
- Właśnie żaden. Siedzę i gapię się w sufit.
- Intrygujące.
- Bardzo.
Ogier bez słowa pogalopował dalej, a ja poszłam na plażę. Popatrzyłam 
się prosto - morze, w prawo - długa plaża, w lewo - jeszcze dłuższa 
plaża.
Wybrałam lewo. Najpierw przeszłam się po wodzie, później za kłusowałam, 
zagalopowałam aż wreszcie zaczęłam cwałować. Trochę ruchu mi się przyda.
 Nie pamiętam też jak dawno tak cwałowałam. Jakie to fajne uczucie. Przy
 okazji chyba nawet pobiłam swój rekordzik. Jeszcze nigdy tak szybko nie
 cwałowałam. Po dość dużym kawałku cwału zatrzymałam się i weszłam 
kawałek do wody. 
- Boże Shanti, jaka ty wychudzona - usłyszałam znajomy głos za sobą. 
Odwróciłam się i zobaczyłam jakiegoś ogiera. Niestety nie widziałam go 
dobrze, bo stał pod słońce, które nadal dawało mi nieźle po oczach, 
jednak po postawie ciała i po głosie rozpoznałam w nim dawnego Killera.
- Super. Interesuje cię to?
- Nie
- No właśnie. To po co komentujesz?
- Po prostu stwierdzam fakty
- Super. Idę właśnie coś zjeść, bo nie jadłam od tygodnia.
- Od tygodnia? Czemu?
- Co cię to tak ciekawi?
- Bo tak.
- No więc nie chciało mi się wyłazić z jaskini więc nie jadłam...
- Myślałem, że zjadłaś jakieś tabletki na odchudzanie. - zaśmiał się
- Bardzo śmieszne...
Killer?