Po długiej przerwie wróciłam do rodzinnych stron. Jesień była przepiękna i mieniła się tęczą barw. Byłam taka szczęśliwa. Nie mogłam doczekać się aż zobaczę starych znajomych, za którymi okropnie się stęskniłam. Chciałam dowiedzieć się jak idzie Costcie prowadzenie stada. Ruszyłam kłusem w stronę północy. Miałam zamiar przeprawić się przez las i od razu znaleźć się na centralnych terenach należących do Stada Dzikich Gór. Nagle przystanęłam zauważając coś dziwnego... Po moich plecach przebiegł zimny dreszcz... Chciałam krzyknąć, ale wreszcie przypomniałam sobie imię ogiera, którego zauważyłam... Stał przed źrebakiem, który leżał w kałuży krwi. Był to Killer.... Bez wahania podbiegłam i użyłam najsilniejszej magii jaką mogłam. Ogier najwyraźniej nie spodziewał się mojego przybycia. Z trzaskiem uderzył o pobliskie drzewo. Miałam zamiar uratować źrebaka, łudząc się że jeszcze żyje. Niestety nie mogłam już nic zrobić. Byłam wściekła. Gdyby nie szok i przerażenie, na pewno zaatakowałabym Killera. Magią życia próbowałam ożywić bezwładne ciałko, ale było już za późno. Najróżniejsze emocje gotowały się w mojej głowie, nie byłam w stanie myśleć pod żadnym względem racjonalnie. Zwróciłam się w stronę pokaleczonego ogiera.
- I CO DO CHOLERY ZROBIŁEŚ?!- wykrzyczałam wściekła.
Ten nie odpowiedział. Miałam ochotę go zabić... zatłuc jak psa... kiedyś to prawie zrobiłam... chciałabym to powtórzyć z lepszym skutkiem...
Gdy ponowny raz miałam użyć magii zjawiła się Costa.
- Co ty robisz?!- krzyknęła zdziwiona.- To że go zabijesz nic nie da!
Pomiędzy nami zrodziła się niemiła rozmowa. Obydwie miałyśmy odmienne zdania.
- Stajesz w obronie tego dupka?- powiedziałam z ironią w głosie- On już powinien nie żyć... niektórzy nie powinni dostąpić tego zaszczytu. - przerwałam.-Widzę, że nie potrafisz sobie poradzić w prowadzeniu stada, jesteś zbyt surowa, nieczuła!- wykrzyczałam jej prosto w twarz.
W powietrzu było już czuć smak zawziętej kłótni, która miała się zacząć.
< Costa?>