-Wyluzuj się, odpocznij. - Uśmiechnąłem się lekko.
-Uważaj bo się ciebie posłucham. - Mruknęła.
-To może inny plan?
-No dawaj. - Położyła uszy po sobie.
-Chodźmy pobiegać.
-CO? Zmęczona jestem, kopyta mnie bolą. - Warknęła.
-Ale spokojnie. Costa. Ja gonie, ty uciekasz. - Zacząłem się śmiać.
-Jakoś nie mam ochoty na uciekanie przed tobą, bo i tak mnie nie dogonisz. A poza tym jak to będzie wyglądało?
-Normalnie. - Przekręciłem łeb.
-No. - Przewróciła oczami. - Albo zboczone, albo dziecinne.
Trudno ją namówić na cokolwiek. Uparta ona jest. Ale mi to nie przeszkadza.
-No dobra, jak wolisz. Odpocznij sobie...A ja pójdę po...-Nie dokończyłem bo mi przerwała.
-Zamknij się! Po nikogo nie pójdziesz. - Powiedziała. - Możemy iść na spacer po terenach....
*Po drodze*
Piękne te nasze tereny! Nawet nie wiedziałem o nich wszystkich. Dużo
chodzenia...Ale wytrzymałem. Przy jeziorze, Costa wepchnęła mnie do
zimnej wody. Dopełznąłem na brzeg.
-No wiesz co? Zaraz ty tam wpadniesz.
-Napewno...
W tej chwili, złapałem mocno za jej nogę i klacz wylądowała w wodzie.
-TY!!! - Krzyknęła.
-Na T to tramwaj staje. - Uśmiechnąłem się złowieszczo.
-A na dzyn dzyn odjeżdża i co?!
-No nic. Niech sobie odjeżdża.
Costa ponuro popatrzyła się na mnie.
-Co ty masz na plecach? - Zapytała.
-Bliznę po bacie. Gdy byłem źrebakiem oberwałem batem za próbę ucieczki.
Ale i tak uciekłem. No i mam to do końca życia. - Wyszedłem z wody,
wytrzepałem się ale Costa znów mnie do niej wrzuciła.
Costa?