- I kto to mówi? - ''zawiało'' ironią.
- Twoja matka, nie poznajesz? - zapytała.
- Emm... Another idź już.
- Na pewno?
- To rodzinny problem... Nie wygadaj nikomu.
Kiwnął tylko łbem i spokojnie wyszedł.
- No... Jednego z głowy. - powiedział ojciec wyciągając nóż.
Przejechał nim delikatnie wzdłuż mego ciała. Nagle wbił go w środek
brzucha. Zacisnęłam tylko mocno zęby i kopnęłam ''nożownika''. Jako iż
byłam przywiązana, matka od razu mi przyłożyła.
Obudziłam się leżąc na ziemi. Bez łańcucha i przede wszystkim na świeżym
powietrzu. Wolno wstałam i rozejrzałam się. Panowała głucha cisza.
Myślałam, że zabiłam rodziców albo coś... Spokojnie więc przemieszczałam
się na południe. Poznawałam te tereny.
Nudno było. Żadnych zwierząt, znajomych... W pewnej chwili usłyszałam
galopowanie i okrzyki. Zza zarośli wyłoniło się całe stado koni. Na
przeciw nich... Jakieś inne. Pędzili jakby mnie nie widzieli. Nagle
jakiś koń przebiegł przez moje ciało... To oznacza, że jestem duchem? Po
chwili jednak ''sen'' znikł. Pojawiła się zgraja moich rodziców. Nie są
bardzo inteligentni, więc to wykorzystałam. Przywołałam jednego i
powiedziałam mu, że uwięzili nie tą co trzeba.
- Yhym, na pewno. - mruknął.
- Tak, na pewno.
Zafundowałam mu kopa w czoło. Dzięki amuletowi rozwaliłam łańcuchy i
pognałam na tereny stada. Jakieś konie zaczęły mnie gonić, lecz ja
wykorzystałam zdolności panowania nad ogniem.