czwartek, 12 czerwca 2014

Od Atysanne

Patrzyłam z zaciekawieniem na walkę dwóch wilków. Przekrzywiłam głowę na bok i postawiłam uszy. Jeden z osobników mi kogoś przypominał... Tylko kimże mógł być? Przyjrzałam się dokładniej. Oni doskonale wiedzieli o mojej obecności, lecz nic sobie z tego nie robili. Przez głowę przebiegało mi tysiąc i więcej myśli.
- James? - szepnęłam do siebie. - James! - zawołałam po chwili rzucając się do walki.
Widziałam wiele ran na jego ciele. Przeciwnik był o wiele większy i silniejszy od basiora. Odepchnęłam mojego znajomego i zaczęłam walczyć w zamian za niego. W miarę wzrastania we mnie złości, czułam że powoli moje ciało chce zmienić swą postać na... tą gorszą, krwiożerczą bestię. Polowi traciłam siły. Nie mogłam liczyć na James'a, ponieważ był zbyt wycieńczony. Kopnęłam wroga tak, że poleciał wprost na konar drzewa, a ja miałam czas na przemianę. Co prawda trwa krótko, ale przed nią trzeba wymówić kluczowe słowa. Odbiegłam kuśtykając najdalej jak mogę cały czas obserwując okolicę. Samiec jeszcze nie wstał, leżał pod drzewem jeszcze przytomny. Zamknęłam oczy wymawiając kilka pojedynczych słów. Gwałtownie podnosząc powieki spojrzałam w górę. Czułam jak moje oczy zmieniają kolor, sierść ciemnieje, skrzydła znikają a rogi się pojawiają w zamian.

Stojąc pewnie na ziemi ogarnęła mnie ochota na walkę. Wróg podszedł bliżej do mnie szczerząc zęby. Zaśmiałam się głośno rzucając się do biegu. Bez mocy bym sobie nie poradziła, więc szybko wyczarowałam kamień nad nim opuszczając go. Jako ''gorsza'' postać mam zupełnie inne moce, lecz łączą się one ze sobą w jakiś sposób.

Wstałam ciężko z ziemi. Samiec zmienił się w... ''coś'' dziwnego powalając mnie jednym uderzeniem. Stwór był ogromny. Ni to cyklop, ni to smok, ale nie to jest ważne. Muszę zastosować jakąś przydatną taktykę. James by już na nogach i pomagał mi w walce. ''A tak właściwie, kim jest ten wilk?'' - zapytałam go w myślach. ''Mortal Life - tak go zwą. Jego imię nie jest znane, nie nadano mu go. To tylko przezwisko, które sam sobie wymyślił. To mój wróg, były Jade. Teraz chce ją odzyskać, ale ona go odrzuca. Winą obarcza moją osobę.'' - tłumacząc. Uśmiechnęłam się wrednie. Czyli potyczki miłosne... Jak zwykle. Kopnęłam przeciwnika mocno w wątrobę. Czuły punkt. Każdego, bez wyjątku. Zachwiał się przemieniając w wilka. Przynajmniej będzie łatwiej.

Leżałam pod skalną ścianą. Basior rzucił mnie o nią bez wysiłku. Ma jakieś zdolności manipulowania innymi. Już raz nasłał na mnie stado orłów, ale nie takich małych. Pięciometrowych.
- James, nie damy rady! - krzyknęłam wstając.
Podbiegł do mnie szybko i pokręcił głową.
- Zrób to dla mnie, dla nas. - spojrzał mi wprost w oczy.
Oświeciło mnie. Taktyka!
- Ej, Mortadela! - zawołałam.
- Mortal... - James szturchnął mnie w nogę.
- To to samo. - wyszeptałam. - Poddajemy się, bież sobie tą Jade!
Widziałam osłupienie u obu samców. Mój przyjaciel patrzył na mnie z niedowierzaniem. ''To mój plan.'' - wytłumaczyłam w myślach. Ruszyłam w kierunku wroga.
- Bierz ją sobie. - mówiłam zatrzymując się przy nim.
- Podstęp? - odezwał się po raz pierwszy.
- Nie. - ucięłam krótko, ale stanowczo.
Zawrócił zadowolony z siebie śmiejąc się cicho. Zmieniłam postać na wilka. Wyciągnęłam sztylet skacząc na ''Mortadele'' i przystawiając broń do gardła.
- Jestem do tego zdolna. - wyszeptałam. - Albo zostawisz Jade i Jamesa, albo ja cię zabije. Będziesz gnił na środku tej polany, twe zwłoki będą się rozkładały, śmierdziały. Nic po tobie nie zostanie, nic. Twoja rodzina o tobie zapomni. - ciągnęłam.
- Psychopatka. - spojrzał na mnie.
Ulotnił się.
- Teleportacja... jasne. Bardzo śmieszne! - zawołałam zmieniając się w konia.
Podbiegłam do Jamesa. Nie miał już żadnych ran, a to dzięki jego mocy.
- Dzięki. - uśmiechnął się blado. - Nie chcę o tym rozmawiać. Wiesz co u Nutri? - zmienił szybko temat.
- Ostatnio jakiś posłaniec z jej ''stada'' przyniósł mi list. Opisała w nim ostatnie wydarzenia. Dziś chcę jej odpisać.
Nagle ktoś zaczął klaskać nieśmiało, lecz z ''ironią'' zza krzaków. Były to długie klaśnięcia w dużych odstępach od siebie. Zza roślin wyłoniła się klacz. Już ją kiedyś widziałam... Z tego co wiem, nosi wdzięczne imię Zemsta, Revenge.
- Czego? - spytałam.
- Świetne przedstawienie. - zachichotała wrednie.
- Lepsze od twojego. James, skontaktuję się z tobą.
Samiec odszedł, a ja spojrzałam na nią bez wyrazu uczuć. Wyminęłam ją zmierzając wprost do lasu.

< Jeśli chcesz, dokończ Revenge (jasne, że nie dokończysz>