środa, 2 października 2013

Od Mustanga

 Była noc, a gwiazdy migotały na niebie. Drzewa lekko szumiały, a od czasu do czasu dało się słyszeć złowrogie wycie wilka. Pomimo tego postanowiłem rozprostować nogi. Udałem się nad jezioro. Przycupnąłem cicho i popatrzyłem się w swoje odbicie w wodzie. Nagle zrobiło się cicho i usłyszałem okropne wrzaski mrożące krew w żyłach. Poszukując źródła dźwięku ujrzałem jakiś niewidoczny kontur konia. Mgła była tak gęsta, że ledwo się przez nią przedarłem.  Zauważyłem białą klacz z obojętnym spojrzeniem. Szła tak delikatnie i płynnie. Podbiegłem do nieznajomej.
- Witaj! Kim jesteś?- spytałem zaciekawiony.
Minęło kilka minut, a odpowiedzi nadal brak. Zirytowany chciałem obejść nieznajomą. Straciłem równowagę i już prawie poleciałbym z nią na ziemie gdyby nie fakt, że przeniknąłem przez klacz...
- Jesteś duchem?!- zdziwiłem się okropnie.
- Tak i nie.... Jestem na granicy życia i śmierci od jakiegoś tysiąca lat... - powiedziała.
Na pewno kontynuowałbym z nią rozmowę, ale poczułem czyiś wzrok na sobie... ktoś mnie śledził.


( No kto mnie śledził?)