- W zasadzie to stado nazywa się Stadem Dzikich Gór..., ale dzielę je z przyjaciółką...- ostatnie słowo ledwo przeszło mi przez gardło.
Kirke jak zawsze była w pobliżu i podsłuchiwała moją rozmowę. Podstępna żmija. Wyłoniła się z ukrycia śmiejąc się jak jakaś psychopatka...
- To cudownie, że tak się lubimy nieprawdaż?- zachichotała jak hiena.- Nie wiedziałam... masz o mnie takie dobre zdanie!- nie przerywała swego śmiechu.- Oprowadź nowego członka, a ja... Ja mam jeszcze parę spraw do załatwienia.- uśmiechnęła się tak aż ciarki przeszły po moim ciele.
Oprowadziłem Niagarę po terenach. Tradycyjnie wyznaczyłem mały obszar łąki i przydzieliłem go klaczy. Postanowiliśmy się przejść.W lesie usłyszeliśmy warczenie i sapanie...
- Kirke przestań...- odpowiedziałem znudzony.
Nagle z ukrycia niespodziewanie Niagarę zaatakował jakiś stwór... Nie zwlekając zakryłem klacz skrzydłem. Bestia odbiła się i spadła na ziemię. Spojrzałem na nią wrogo, ona odwzajemniła się. Z jej ust kapała piana. Łapy były zakończone ostrymi niczym brzytwa pazurami.Głowa potwora była dziwnego kształtu. Białe kły zwierza gotowe do wbicia w ciało ofiary. Zaatakowałem go lekkim zaklęciem. W pojedynkę nie był groźny, więc dla własnego bezpieczeństwa uciekł. Byłem zapełniony dumą.
- Dziękuję za obronę.- podziękowała mi Niagara.
- Nie ma za co.- uśmiechnąłem się.
( NIagara dokończ)