Przytuliłem ją i podszedłem do szafki w poszukiwaniu zastrzyków.
- Co to jest? - zapytała spoglądając na mnie. - To lekarstwo, dzięki któremu zapadniesz w narkozę. Nie jest to nic groźnego, po zabiegu wybudzisz się samodzielnie. Kilka dni poleżysz w klinice, aby szwy się rozpuściły. - mówiłem wybierając strzykawkę. - A będę miała potem jakiś ślad? - spytała. - Może jakaś mała linia, mało widoczna. - odparłem wlewając ciecz do ampułki. - Poczujesz lekkie ukłucie, potem zaśniesz. Po parunastu minutach, klacz już zapadła w narkozie. Zacząłem cały zabieg, który miał potrwać 10-20 minut. Odstawiłem stół na obrotowych kołach pod ścianę i wypełniłem odpowiedni papier, aby zatwierdzić, że przeprowadziłem operację. < Costa? > |
|