Chodziłem po stadzie. Nie miałem nic innego do roboty. Zobaczyłem Shanti. Szła sama. Podkłusowałem do niej.
- Em.. Hej.
Klacz się zatrzymała i odwróciła w moją stronę.
- Cześć - odpowiedziała
- Słuchaj.. Czy moglibyśmy się spotkać.. tutaj, o 22.00?
Klacz spojrzała się na mnie i przymarszczyła brwi.
- Nie, nie.. spokojnie. Po prostu chciałem porozmawiać. - uspokoiłem ją -
Wiem, że to by było dziwne, umawiać się z ledwo znaną mi osobą w nocy,
ale zaufaj mi. Mam sprawę.
Klacz lekko się usmiechnęła.
- No... Ok.
- Dzięki - powiedziałem - To.. na razie!
Musiałem jej to powiedzieć. Jak na razie ją znam najbardziej.. według mnie naszła już ta pora.
Zbliżał się wieczór. 20.00. Jeszcze za wsześnie. Nie chciałem, by inne konie nas zobaczyły.
Jakoś przeczekałem te dwie godziny. Wyszłem z jaskini na umówione miejsce. Czekała tam Shanti, trochę zdenerwowana.
- Cześć - powiedziała, lekko nie pewna
Usiadłem obok niej.
- Słuchaj.. jest sprawa... - chciałem jakos zacząć, ale nie wiedziałem jak.
Klacz z każdą sekundą była coraz bardziej zdenerwowana.
- Chodzi o to, że.. nie znam wszystkich swoich mocy. Te złe, do walki,
już mniej więcej poznałem, ale zostały jeszcze te.. jakby to
powiedzieć.. dobre. Nawet nie wiem, jakie one są, ale kiedy mieszkałem
jeszcze z moją rodziną, matka mowiła mi, że mam wiele mocy, tych złych
i... właśnie nie pamiętam. Chciałem, abyś mi pomogła je poznać. Wiem,
jak je wyłołać, ale nie wiem, co one wywołują. I musze je użyć 'na
kimś'. Ale muszę je poznać jeszcze przez poł roku, bo poźniej to po
prostu.. znikną. Nie zrobię ci krzywdy. One najwyżej uzdrawiają. To jak,
pomożesz mi?
<Shanti?>