Usiadłem
bezczynnie na fotelu. Od tej chwili nie potrafiłem nikomu zaufać. Po
prostu moje serce było zranione po raz kolejny... Najpierw Beautiful
Soul, potem Costa. Chociaż z Soul jeszcze nie wiadomo... Przecież nie
umarła, czasem dawała jakieś znaki życia. Nie płakałem, rzadko to
robię... A po utracie partnerki to dla mnie normalna rzecz, nauczyłem
się już tego, że klacze mnie odrzucają. Na początku wiadomo, trudno mi
było, ale życie się toczy.
Drugiego dnia, obok mojego domu pojawiła się mała skrzynka. Podniosłem ją i rozejrzałem się. Położyłem ją na stole i otworzyłem szybko. W środku... było pełno zdjęć i przedmiotów, które podarowałem Soul. Fotografie były spontaniczne, pamiętam to jeszcze... Młodzi i głupi. Brat klaczy, Matt, robił te zdjęcia, bo potrafił zamieniać się w człowieka. Jako źrebaki, skakaliśmy z ogromnej skały do wody, potem jako już nastolatki rysowaliśmy na piasku, a jako dorośli chodziliśmy wszędzie razem. Na prawdę, to była moja pierwsza partnerka, którą kochałem najbardziej i nadal kocham... Co jednak nie znaczy, że nie mogę oddać serca innej klaczy, ale to raczej nie możliwe. Wygrzebałem kilka butelek z napisami ''Lek na szczęście'' czy ''Dar Rusałek''. Jako małe koniki, bawiliśmy się nimi udając, że te butelki mają ogromne znaczenie i mają magiczną moc. Uśmiechałem się sam do siebie. Gdy w skrzynce już nic nie było, zauważyłem napis na odwrocie pewnego zdjęcia, jak tańczymy. ''Jestem przy tobie'' - to zdanie zapamiętam do zawsze. Nagle do jaskini wtargnęła Costa. - Przyszłam po rzeczy. - powiedziała spokojnie. Bez obaw wróciłem do oglądania zdjęć. Patrzyłem na nie i wszystko odtwarzałem sobie w pamięci. Przeoczyłem jedno zdjęcie. Pokazywało ono siedzącą dwójkę koni przy wschodzie słońca. To był mój pomysł. Siedzieć na plaży o zachodzie słońca to przereklamowane... Tak myślałem. |
|