- Mam nadzieje, że nasz związek przetrwa... - powiedziałem rzucając szybkie spojrzenie Mustangowi i od razu odwracając wzrok.
Costa uśmiechnęła się do mnie i szepnęła: - Ja też. Popatrzyłem na nią z troską i podszedłem do jej ojca. - Twoja córka musi teraz być w spokoju, możecie ją odwiedzać codziennie, ale nie za długo. - ciągnąłem. - Nie może się wściekać i denerwować... Jeśli macie jakieś spory między sobą, bo to się zdarza, maskujcie je. Nie chcę, aby tu cięgle leżała. Przytaknął głową i powiedział Andrei, że muszą już iść. - Dlaczego idą? - zapytała zdezorientowana klacz. - Na razie musisz tu leżeć i mieć spokój. Inaczej będziesz tu leżała dłużej. Może wdać się jakieś zakażenie, przez które możesz umrzeć... Kiwnęła głową i przewróciła się na drugi bok, oglądając stado przez szyby. < Costa? > |
|