- Ona mnie nie kocha... na pewno chciała
bym poszedł bo... - mówiłem sobie w myślach,a nie chciałem już dalej
myśleć po co kazała mi iść do jaskini. No więc poszedłem... wieczór
zbliżał się wielkimi krokami, a Mariss jeszcze nie było. Postanowiłem
iść jej szukać. Znalazłem ją... obok wejścia do jaskini. Była... cała we
krwi i na dodatek nieprzytomna. W ciele miała strzałę z trucizną.
Szybko zaniosłem ją nad wodospad, choć było zimno i padał mocny deszcz.
Oblałem jej ranę wodą z ekstraktem z nagietka, który powoduje szybsze
gojenie się ran. Zaniosłem ją zaraz do jaskini i położyłem na sianie.
Przykryłem ją kocem, pod którym zawsze spaliśmy, a ja położyłem się obok
niej na podłodze. Nie spałem całą noc. Nie chciałem, by ukochanej coś
się stało. W końcu się obudziła. Nie wiedziała co się dzieje, a ja
wszystko jej wytłumaczyłem. Okazało się, że to znów człowiek strzelił w
nią strzałą - tak jak we mnie. Zrobiło mi się Mariss żal...
- Wiesz że cię kocham?
- Wiem...
- A czy ty mnie kochasz? - zapytałem
- Tak...
- Po co kazałaś mi iść?
- Nie wiem...
- Ja cię nie puszczę więcej nigdzie samej...
( Mariss? He he Moris XD )
- Wiesz że cię kocham?
- Wiem...
- A czy ty mnie kochasz? - zapytałem
- Tak...
- Po co kazałaś mi iść?
- Nie wiem...
- Ja cię nie puszczę więcej nigdzie samej...
( Mariss? He he Moris XD )