Dookoła mnóstwo trupów. Ziemia wyglądająca na spaloną i wysuszoną do
cna. Rośliny albo spalone albo uschłe. Na tle płomieni widać tylko i
wyłącznie stado mrocznych koni...Zostaliśmy przepędzeni..przez tych,
którym ufaliśmy przez tyle lat...Ostatni raz popatrzyłam w stronę
naszego wodopoju...i ruszyłam za resztą stada. Każdy bronił naszej
ziemi...każdy walczył i każdy jest teraz ranny. Co teraz mamy zrobić?
Jak żyć? Równowaga została zachwiana...
-Azumo ciągle się martwisz?-zapytała Aria podchodząc do mnie.
-Gdybym tylko była silniejsza...Nie zabiliby matki...A my dalej bylibyśmy na swojej ziemi...
-Azumo...Przecież, gdy powierzali ci to zadanie mieli świadomość tego co
zrobisz. Przecież każdy wie, że nie potrafisz zabić, jesteś jedną z
nielicznych, którzy szanują życie.
-Aria.. Jestem słaba... Takie tłumaczenie mi nie pomoże... Co jeśli coś
takiego się powtórzy? Jeśli jedynym sposobem na uratowanie innych będzie
zabicie atakującego? Jeśli Resu znów zaatakuje?
-Jeśli kogoś zabijesz staniesz się taka jak on!
-Co?
-Nigdy nikogo nie zabiłaś, a mimo to jesteś najwspanialszą wojowniczką w
stadzie. Ci, którzy nas atakowali i mieli z tobą styczność nigdy nie
powrócili. Resu jest okrutnikiem i wszyscy się go boją, tylko ty mu
stawiłaś czoła...Jego śmierć niczego by nie zmieniła...w tym samym
czasie, w którym walczyłaś ze swoimi uczuciami...a nawet wcześniej,
umarła matka. Ta wojna od początku była jednostronną rzezią.. Twoja
wygrana niczego by nie zmieniła, a ty żyłabyś z poczuciem winy. Poza tym
popatrz...obróć się. Nie przeżylibyśmy na tej ziemi długo, musielibyśmy
ją opuścić.
-Nie wiem czy masz rację...Pewnie jak zwykle tak...ale..Ta ziemia jest
delikatna..Każda wojna ją tak osłabia. Aria przyrzekam tobie i całemu
stadu. Stanę się silniejsza i odzyskam naszą ziemię.
-Każdy z nas stanie się silniejszy. Nie damy ci walczyć samej.
-Orcion? Co ty tu robisz...
-Wróciłem do stada i walczyłem po waszej stronie. Azumo w tym stadzie
nie nauczysz się niczego nowego. Idź, naucz się walczyć i wróć do nas.
Razem odbijemy naszą ziemię.
-Dobrze. Gdy tylko wyleczę nogę wyruszę.
*Parę miesięcy później*
Czemu? Czemu, gdy wyruszałam było tyle koni, tyle stad, a teraz...Pustka i samotność.
Znalazłam się na jakiejś łące. Tuż obok rosło kilka drzew, które teraz
przybrały piękne jesienne szaty. Kilka suchych liści leżało na ziemi.
Zaczęłam jeść trawę i rozkoszowałam się promieniami wschodzącego słońca.
-Wschodzące słońce...mój przewodnik... Daje nadzieje na lepszy dzień..na lepsze jutro. Dzisiejszy ranek jest cudowny.
Westchnęłam i poszłam dalej. Ile to już czasu od kiedy nie widziałam
Arii..zresztą całego mojego stada. A zaczynało być tak cudownie,
wreszcie dorosłam, byłam wojowniczką..gdyby nie tamte konie..moje życie
wyglądałoby dziś zupełnie inaczej. Czas sobie chyba znaleźć stado. Nie
mogę być cały czas sama... Muszę przecież od kogoś się nauczyć walczyć.
Pogalopowałam przed siebie, postanowiłam zatrzymać się dopiero, gdy
natknę się na jakieś jezioro czy coś takiego albo jakiegoś innego konia.
Jednak, gdy tak mknęłam przed siebie zauważyłam pewną sylwetkę.. Za
każdym razem, gdy zwalniałam sylwetka pojawiała się koło mnie. Nie był
to bynajmniej mój cień... Jakiś inny koń mnie śledził. Stanęłam i
obróciłam się w jego stronę. A potem z ciekawością zaczęłam się
przyglądać.
-Kim jesteś?-usłyszałam, głos był dość miły, choć brzmiał trochę groźnie.
-Azuma-przedstawiłam się lekko kłaniając nieznajomemu stworzeniu.
Ktoś dokończy?