Rozmawiałyśmy przez całą drogę. Ipheriss cały czas coś mówiła. Nie
rozumiem, jak da się tak... nie wiem, jak to opisać. Jest taka... pełna
życia i energii. Rozmyślałam nad tym, skąd ona bierze tyle siły, żeby
cały czas o czymś opowiadać, a do tego nigdy nie gubić wątku. Klacz tym
czasem narzekała na swoją przeszłość. Nie chciałam jej przerywać,
dlatego delikatnie się wtrąciłam:
- Ipheriss...
Ona prawie mnie nie słyszała, tylko powiedziała:
- Możesz mi mówić Iph albo Iphe.
- Ipheriss, dotarłyśmy. - powiedziałam poważnie. - Zaraz czar przestanie działać. Musimy się pospieszyć.
Zaraz potem, jak na zawołanie na zadzie klaczy z powrotem zaczęły się
pojawiać rany. Przerażona klacz patrzyła, jak po jej boku coraz szerszym
strumieniem spływa krew, nogi się pod nią ugięły. Zarżała, a potem
upadła.
- Wstań, jeszcze tylko kawałek! - wołałam.
Próbowała coś powiedzieć, ale z otwartego pyska nie wydobył się żaden
dźwięk. Moja moc już się wyczerpała, więc nie mogłam jej uzdrowi
ponownie. Trzeba było podjąć szybką decyzję. Klacz zaczynała traci
przytomność. Starałam się zachować zwykły spokój i równowagę ducha, lecz
ledwo udawało mi się ustać na nogach. Ostatkiem sił wzięłam klacz na
grzbiet i przeniosłam do jaskini medyka. Tam po położeniu klaczy na
ziemię padłam bezsilnie.
- ANOTHER! - darłam się - SZYBKO!
Ogier zaraz przybiegł, z przerażeniem spojrzał na oblaną krwią Ipheriss.
Zawołał cztery inne konie, aby pomogły mu zanieść ją do sali.
Po dwóch godzinach oczekiwania wreszcie pojawił się lekarz.
- Wyjdzie z tego - powiedziałam spokojnie.
- Tak - potwierdził Another - Ale potrzebuje czasu aby odzyskać siły.
- Czy jest przytomna?
- Niedawno się obudziła, możesz ją zobaczy, oczywiście jeśli chcesz.
Poszłam za ogierem do sali. Na posłaniu nieruchomo leżała Ipheriss, ale oczy miała szeroko otwarte.
<Ipheriss? Another?>