Galopowałam po plaży. Delikatny piasek muskał moje masywne nogi.
Ćwiczyłam lotne zmiany nogi. Raz, dwa, trzy, i... Hop! I tak parę razy z
rzędu. Ujrzałam zwalony pień buku na środku pasa piachu. Skoczyłam.
Wiatr delikatnie otulał me ciało w locie. Wylądowałam ciężko po drugiej
strony pniaka i zaczełam cwałować. Ujrzałam małą stertę gałęzi i liści, z
tego rodzaju, jakich kupki morze wyrzuca na brzeg. Galopując,
usłyszałam huk karabinu. Spłoszona zagalopowałam wprost na tę stertę.
Usłyszałam zgrzyt metalu. Zobaczyłam jak zatrzask zamyka się na moim
kopycie i nodze.
-Jutro cię zbierzemy.- powiedział człowiek z karabinem, który teraz podszedł do mnie, i mnie kopnął, po czym odszedł.
Kiedy mężczyzna zniknął mi z pola widzenia, zarżałam.
(Ktoś pomoże?!)