Galopowałam
w piękny, słoneczny dzień po lesie, kiedy nagle zauważyłam klacz rasy
tinker i człowieka z karabinem, który w nią celował. Zarżała
przeraźliwie. Spojrzałam wymienię w niebo i ruszyłam jej ich stronę.
Mężczyzna już miał kolejny raz pociągnąć za spust, kiedy nagle zaczął
się zwijać z bólu. Za moją myślą jego kończyny powyginały się pod
dziwnym kątem, dało się słyszeć chrupot łamanych kości. Dałam mu chwilę
na wytarzanie się po ziemi, zastanawiając się czy zrobić coś, co
przyszło mi do głowy. W końcu stwierdziłam, że to przecież człowiek, a
klaczą leżącą za ziemi równie dobrze mogła bym być ja. Po tym
przemyśleniu bez wahania wywróciłam mu skórę na lewą stronę. Mężczyzna
zaczął wrzeszczeć tak przeraźliwie, że przestałam słyszeć swoich myśli.
Postanowiłam go uciszyć, więc myślą wyrwałam mu z gardła struny głosowe.
Naraz wszystko ucichło, a człowiek przestał już przypominać człowieka,
tylko ruszającą się krwawą masę. Klacz przypatrywała się temu
wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami.
- Jak to zrobiłaś? - zapytała zdziwiona. - Mam dar zabijania myślą, ale tego tutaj postanowiłam jeszcze trochę potorturować - odpowiedziałam beznamiętnie - A tak w ogóle jestem Atari. - Ipheriss - przedstawiła się i spróbowała wstać, ale zaraz nogi się pod nią ugięły. Była cała zalana krwią. - Poszłambym z tobą do Anothera, ale jeśli nie możesz wstać... - zastanawiałam się głośno, kiedy przypomniałam sobie, że Demeter obdażyła mnie mocą tymczasowego uleczania. - Mogę zagoić twoje rany, ale to może trochę boleć. Zgadzasz się? Klacz skinęła głową. Przystąpiłam do leczenia. Syknęła z bólu, ale nie ruszała się. Po dłuższej chwili miejsc po kulach nie było już widać. - Teraz możesz pójść do medyka, bo rany niedługo pojawią się znowu. Zaprowadzić cię? <Ipheriss?> |
|