Wiatr rozwiewał moją grzywę. Stałam na klifie, nic nie myśląc.
Przypominałam sobie te piękne chwile. Niestety musiałam opuścić rodzinne
stado. Będę bardzo tęsknić... Ale cóż muszę się poświęcić. Dla mnie,
dla mojego stada. Niedługo miałam zostać przywódczynią Stada Wodnistych
Gwiazd. W rozmyślaniu przeszkodziło mi przyjście Happy'ego - mojego
brata.
- Czego?! - krzyknęłam.
- Lara proszę, posłuchaj mnie.
- Jak już muszę... - przewróciłam oczami
- Posłuchaj coś dzieje się z mamą...Nie wiem już co jej dać.
Zamurowało mnie. Mama była jedyną osobniczką na całym świecie, która mnie rozumiała.
- Gdzie ona jest? - zapytałam czując ,że źle się czuje
- Lara.. Znam cię i widzę, że źle się czujesz.
- Może i tak, ale mama...
- Uspokuj się a ja przyprowadzę Pal, ok?
- Dobrze.
Poszłam do swojej jaskini, położyłam się spać. Rano miała być moja koronacja.
Obudziłam się pełna energii. Szybko się umyłam i wyszłam na
dziedziniec. Jednak nikogo tam nie było. Ani służących. Co się tu
dzieje?
Poszłam do Marty, mojej służącej. Zastałam ją zamykającą na klucz pokój matki.
- Marta?! Co ty robisz?!
- Pani, proszę nie da nic już się zaradzić - w tym momencie ciężko przełknęła ślinę - twoja matka w nocy zmarła.
- Co???
Szybko uciekłam...daleko od wszystkiego.
Dotarłam na tereny jakiegoś stada...Zobaczyłam jakąś klacz.
Hej- powiedziałam zapłakana.
Orsay?