Był wschód słońca. Szłam pomiędzy drzewami, które oświetlały świetliki.
Między drzewami przemknęła siwa sylwetka, ale od razu zniknęła. Za
drzewa wyszła mała kasztanowata klaczka, ale gdy tylko mnie zobaczyła
od razu uciekła.
- Poczekaj !- krzyknęłam już miałam biec za nią, kiedy sobie
przypomniałam że nie mogę. Rana na nodze nadal się nie zniknęła, gorzej
od paru dni leci z niej ropa. Szłam dalej kulejąc w kierunku w którym
uciekła klaczka. Po przejściu paru metrów nie wytrzymałam ból był zbyt
silny, aby szła dalej. Oparłam się o drzewo i położyłam się na miękkim
mchu. Zaczęłam rozmyślać: gdzie ja jestem ? Kim była ta klaczka? Czy
wróci ? Co się ze mną stanie ? Czy gdzieś tu jest jakieś stado ?
Zasnęłam, ale w mojej głowie w ciąż plątały się myśli. Nagle poczułam
jak coś mnie łaskocze, otworzyłam oczy słońce było w zenicie.
Rozejrzałam się wokół. Za drzewem stała ta sama klaczka, którą wcześniej
spotkałam. Myślała pewnie że jej nie widzę. Spróbowałam się podnieść,
nie udało się. Jeszcze raz i znów klęska.
- Co ci jest ?- Spytała klaczka, która natychmiast pojawiła się obok mnie.
- A wiesz skaleczyłam się.
- Jak się nazywasz ? - Spytała klaczka
- Melodia, a ty ?- odpowiedziałam
- Ładnie, ja jestem Felicita.- Oznajmiła
- Ślicznie, Felicito wiesz gdzie tu jest najbliższe stado ?
- Wiem.
- A mogłabyś mnie tam zaprowadzić ? - zapytałam
- Jasne, chodź za mną.- powiedziała i zaczęła iść przez las. Podniosłam
się ociężale i zaczęłam iść za nią. Byłyśmy już na skraju lasu kiedy
upadłam nie miałam już siły.
- Przepraszam cię mała ale nie dam rady iść dalej.- Klaczka nic nie
powiedziała tylko pobiegła gdzieś, a ja oparłam się o drzewo i się
zdrzemnęłam. Kiedy się obudziłam nade mną stał kary mustang i
Felicita.
(Felicita dok. ? )