Spacerowałam po terenach stada, kiedy zauważyłam stojącą niedaleko
klacz. Na pierwszy rzut oka wyglądała na rasę pinto. Mruknęłam pod
nosem:
- Sądzę, że jesteś ze Stada Światłości. Parszywce...
Odwróciła się z wyraźnym grymasem wymalowanym na twarzy.
- Mylisz się, geniuszu... - odezwała się cicho, jakby sama do siebie. W jej głosie zabrzmiała nuta kpiny i wesołości.
- Yhym... - spojrzałam wymownie w niebo. - Możesz udać się na tereny Stada Światłości.
- Na pewno ci się spodoba... - dodałam prawie bezgłośnie, i stłumiłam parsknięcie śmiechem.
Dziwne, PRAWIE zaśmiałam się pierwszy raz od... może 2000 lat...?
- Nie strasz, nie strasz bo się zes*asz. - uśmiechnęła się złośliwie.
Westchnęłam cicho z ulgą.
- Nareszcie ktoś wredny... - szepnęłam.
- A co myślałaś? Czy ja ci wyglądam na osobę, która lubi różowe króliczki skaczące po łące?! - fuknęła ze złością.
- Zmylił mnie naszyjnik - odpowiedziałam mimowolnie.
Nie odpowiedziała. Zamiast tego zapytała:
- Długo już tu jesteś?
- Jakieś dwa tygodnie - powiedziałam wymijająco. - Do teraz spotykałam
same takie osoby, które chciały mnie wiecznie oprowadzać po łączkach,
zapoznawać z uprzejmi znajomymi końmi, pokazywać swoje ulubione miejsca,
itp. A co mnie to obchodzi?! G*wno! - wybuchnęłam. - I to jeszcze oni
są w Stadzie Mroku, rozumiesz?!
Klacz parsknęła śmiechem.
<Lady Lien, dokończysz?>