Od samego rana chodziłem sfrustrowany . Było we mnie tyle energii zapału na jakąś wyczesaną imprezę , ale nie mogła ta energia ze mnie wyjść . Wpadłem na "chwilę" do Horana , a jak to bywa ta chwila trwała dłuuugo ! Uchlaliśmy się jak nie wiem . Gdy wracałem do domu napotkałem nową klacz .
- Hej ... Co tak sama robisz w lesie ? Jeszcze w nocy !
- Hej , a w sumie to nic
- O to zapraszam na spacer czy coś
-Okey
No i jak wiadomo w moim zwyczaju już po godzinie ją zaliczyłem . Po wszystkim wróciłem do mojej jaskini , a nie chwila jeszcze o jakiś bar zahaczyłem i tak z przyzwyczajenia wstąpiłem do Eddiego i Zoey . Wiem że Andy nie żyje , ale gdy się jest tak pijanym to się tego nie pamięta . No i tak wyszło , że z bólem głowy znalazłem się u Costy .
- Co do ?! - Zdziwiłem się otwierając oczy
- No wreszcie !
- Costa ?! Czy ty ? czy ja ? Czy my ?!
- Nigdy ! Schlałeś się zakłócałeś spokój i moim obowiązkiem było cię unieszkodliwić
- Aaa... a może teraz co nieco ?
- Śnij dalej
Uuu... zgasiła mnie . No nic z dziwnym uczuciem wróciłem do domu . No i jak by mało było tych problemów to Shanti .
- Gdzieś ty do cholery był ?!!!
- Ciiiii .....
Tak mnie bolał łep .
- Co CIII ?! JA CI DAM !!!
- Kur*a możesz zamknąć jadaczkę ?! Łep mnie boli , a ty jeszcze się drzesz jak stare prześcieradło !
Położyłem się spać z okładem . Bo jakoś wczoraj głowy używałem do rozwalania , niż myślenia .
- Killer ?
- No ?
- Chcę ci coś ważnego powiedzieć
Spojrzałem przerażony na Shanti . Krew zaczęła płynąć szybciej w żyłach , a serce mocniej bić .
Shanti dokończ (co takiego ważnego)