Przechodziłem właśnie obok rzeki Nai razem z Costą, gdy nagle jakaś klacz wzięła rozbieg i przeskoczyła nad nią.
- Co ty sobie myślisz? - wyrwałem - Ta rzeka jest święta i nie masz prawa nad nią skakać
- Bo co mi zrobisz? Kopniesz mnie? Ha, ha, ha.
- Masz przez nią nie skakać idiotko! - wydarła się Costa - JAK CHCESZ
SOBIE ĆWICZYĆ SKOKI JAK JAKIŚ ŹREBACZEK TO SE IDŹ DO LUDZI! ONI CIĘ
ZAJADĄ!
- Costa, dobra. Uspokój się. Wystarczająco ją pojechałaś... - powiedziałem gdy klacz brała oddech, by jeszcze coś dodać
- Masz rację. - powiedziała i poszliśmy sobie dalej na spacer
- Ten debil zepsuł mi humor - zasmuciła się
- A może impreza? Trzecia w tym tygodniu, ale co tam - uśmiechnąłem się - na zakończenie szkoły
Costa przytaknęła i zwołaliśmy kilka osób. Przyszedł Horan, Lord, a
reszta nie chciała. No i jeszcze Killer. Wszyscy oprócz mnie i Costy
pili. My chcieliśmy zostać trzeźwi. Tańczyliśmy... Po jakimś czasie
Killer zaczął podrywać Costę. Na początku nie zwracałem na to uwagi,
jednak zaczął ją targać do łóżka! Boże, co za zboczeniec. Pewnie zbyt
bardzo się upił. Podbiegłem szybko i kopnąłem w brzuch.
- No co ty robisz? - powiedział niewyraźnie, prawie przewracając się
- Gów no! Co ty chcesz jej zrobić?
- Gów no! - palnął i zaczął się śmiać
- To chyba był zły pomysł. Chodźmy stąd - powiedziałem - Możesz nocować u mnie. Nie bój się, nic ci nie zrobię.
- Jeszcze się zastanowię, ale dobrze - chodźmy
Kiedy byliśmy u mnie, zrobiłem coś do jedzenia. Zjedliśmy i posłałem
Coście łóżko, bo zdecydowała się u mnie spać. Sam położyłem sobie koc w
salonie i zasnąłem. Obudziłem się wcześnie rano. Wstałem i poszedłem do
kuchni zrobić Coście śniadanie. Później pobiegłem po wodę z wodospadu i
po borówki. Kiedy wszystko przygotowałem - Costa wstała.
- Witam - uśmiechnąłem się - jak się spało?
- Dobrze, dobrze. Dziękuję. Mam nadzieję, że oni już się wynieśli ode mnie...
- To dla ciebie - uśmiechnąłem się
- Dziękuję. Miło.
< Costa? >