Rano jak się obudziłem to była jakaś 2 . Obudziło mnie jakieś kłucie . Nie umiałem zasnąć wiec poszedłem do Kępy by się pouczyć i poćwiczyć . Drzwi do sali były otwarte , a to bardzo dziwne bo zawsze były zamknięte . Wszedłem i spostrzegłem leżącego na ziemi wuefistę . Był to Kępa . Podbiegłem by mu pomóc .
- Panie Kępa nic panu nie jest ?! Halo słyszy mnie pan ?!
- Killer ?
- Tak ?
- Słuchaj ... - Kaszlał przerywając sobie - Musisz zdać ten egzamin ... Jak nie dla siebie to dla mnie ...
- Okey , ale nie zostawiaj mnie !
Niestety odszedł ... Siedziałem przy jego ciele długo do puki nie przyszedł inny wuefista i go nie zabrał . Czułem się bezsilnie . Wróciłem na 5 min przed egzaminem do domu i przygotowałem się . Wchodząc do klasy miałem kamienną minę . Z trudem przełykałem ślinę , ale wzmogłem się i napisałem ten egzamin . Gdyby nie Kępa to nawet bym na niego nie poszedł i by mnie wywalono ze stada . Tylko jego ostatnia wola musiała być spełniona . Równo z dzwonkiem wyszedłem i udałem się na jego pogrzeb . Późnym wieczorem wróciłem po kilku godzinnym bieganiu . W sumie biegłem by rozładować frustrację . Po przyjściu do jaskini nie chciałem z nikim się spotykać .