Teraz widziałem, że Costa jest smutna. To była moja wina. Mogłem nie organizować imprezy. Mogłem... JESTEM IDIOTĄ DO SZEŚCIANU!
- Sorry Costa. To moja wina - powiedziałem i powlokłem się do swojej jaskini.
Siedziałem tam długo. Pod wieczór przyszła Costa.
- Bullet?
- Co.
Usiadła obok mnie
- Ale to nie jest twoja wina.
- Tak? A czyja?
- Jemu zmarł były nauczyciel W-F. Teraz jest w rozpaczy...
- A co mówił ? Że jesteśmy razem?
Costa zamilkła
- A to, jak upadł na ziemię na mój widok? To co? To już nie moja wina?
- Przestań. Po prostu się nie lubicie.
< Costa? >