Od jakiegoś czasu siedzę sama i włóczę się po stadzie sama. Trochę
nudno. Nie chciało mi się ruszyć dupy z jaskini, ale jednak się ruszyłam
i poszłam na łąkę. Położyłam się i jadłam trawę. Nagle poczułam
ukłucie, a przez to się zerwałam i zaczęłam uciekać. Po drodze spotkałam
Costę.
- Ludzie! Uciekaj! - wrzasnęłam, a przywódczyni szybko uciekła.
Po upływie 10 minut zachciało mi się spać. Wiedziałam co się święci.
Położyłam się i zasnęłam. I oczywiście według moich przypuszczeń
obudziłam się w boksie, w stajni. Była bardzo czysta i zadbana. Boksy
były bardzo duże, w nich wystarczająco dużo słomy, siatka z sianem i
żłób dopasowany kolorystycznie do wszystkiego.
Wstałam i uniosłam dumnie głowę. Wyjrzałam przed na zewnętrzną ścianę
boksu. Był tam napis ,,Pianissima''. Zorientowałam się, że jestem
zwykłym koniem i zmieniłam się...
Prychnęłam i podeszłam do automatycznego poidła, po czym zanurzyłam w
wodzie pysk i zaczęłam pić. Stanęłam dumnie i z wyciągniętą szyją
popatrzyłam na ludzi, którzy szli do mnie. Chciałam się pokazać z jak
najlepszej strony. Człowiek podszedł do mnie z pięknym kantarem, a po
założeniu wyglądałam tak: