Czas leci i leci. Nudno tak mi samej, Zuma dorosła, ale nieodzywa się do
mnie. Obraziła się czy co? Kocham ją jak najmocniej, ale ona tego
nieodwzajemnia. Pewnego dnia poszłem do jej jaskini.
- Cześć kochanie - dałam jej całusa.
- Spadaj! - odepchnęła mnie.
Zacisnęłam zęby.
- Zuma co ci się dzieje? Własną matkę?
- Tak, własną. W ogóle wyjdź stąd. Nikt cię tu nie zapraszał.
Odeszłam w ciszy.
" Andy.. sam widzisz, że nie daję sobie z nią już rady. Ty był byś
stanowczy, nie odpuścił. I co ja mam zrobić? Położyłam się w łóżku. Nagle
poczęła unosić się mgła. Z tej mgły wyłonił się Andy!!!!
- Andy? To ty?
- Jasne, kochanie.
Przytuliłam go i pocałowałam.
- Ty wiesz kiedy przyjść - powiedziałam.
- Coś cię nęka?
- W sumie...to tak. Zuma zaczęła być opryskliwa i nie miła...Wyrzuciła mnie ze swojej jaskini...
- Aaa.. Mogę ją poznać?
- W końcu to twoja córka.
Poszliśmy do niej.
- Zuma?
- Co znowu?! Mówiłam ci idź stąd!
- Mówiłam - powiedziałam szeptem do Andy'ego
- Ktoś do ciebie. - powiedziałam
Wyszła.
- Kto to? - zapytała
- Twój ojciec - uśmiechnęłam się.
- Jak to? Jako duch?
- Tak, Zumo - odpowiedział.
Zuma?