Tak . Koniec wojny i wielki upadek. Przetrwało tylko kilka koni... Muszę
powiedzieć, że zawsze byłam dobra. Za dobra na tamte stado. Miałam
wtedy walczyć, ale ... Ale Alfa upatrzył mnie jako opiekunkę źrebiąt, bo
ich matki brały udział w walce. Nawet lubię źrebaki, ale żeby od razu
opiekunka No nic, uratowałam parę młodych źrebiąt (miały one od 2 dni
do 1 miesiąca) same by sobie nie poradziły . Wędrując tu i tam,
zostawiałam je u rodzin, które bardzo chciały mieć młode, ale były
bezpłodne . I jak już wszystkie zostały z swoimi nowymi rodzinami
chciałam się w końcu gdzieś na stałe osiedlić.
Na pysku , nogach i zadzie nadal miałam niezmywalne znaki,
świadczące o moim pochodzeniu. Konie z tej rodziny zazwyczaj zostawały
ofiarami wielu gwałtów, jeżeli opuszczały swoje tereny. Więc i ja nie
mogę zostać sama.
Niedaleko dotarłam na tereny bardzo superowego miejsca. Obejrzałam
wszystkie tereny . Raz minęłam się z jednym koniem, on chyba gdzieś
jechał, zaczął mnie podrywać i proponować odprowadzenie do jaskini.
jeszcze wtedy nie należałam do żadnego stada. No nie wiem, zaśmiałam się
tylko i powiedziałam że jak wróci to pogadamy. Spotkałam jakiegoś
skrzydlatego konia, który zaproponował dołączenie do stada . No ok,
dołączyłam. wybrałam stado światłości, chodź miałam wielki dylemat. Na
drugi dzień spotkałam konia, który do mnie zagadał :
- Hej .
- Cześć, jestem Valixy . - odpowiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
- Miło mi jestem North . Nigdy cię tu nie widziałem
- Bo jestem nowa .
- Może chcesz żebym cię odprowadził ?
- Chętnie - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem .
North ? Proszę, co było dalej ?