Byłem umówiony z Costą na spacerek. Poszliśmy do lasu. Cały czas
rozmawialiśmy, a ja czułem że ktoś nas obserwuje, więc nerwowo się
oglądałem.
- Costa, chyba nie jesteśmy tu bezpieczni
Zatrzymałem się, a Costa razem ze mną wpatrywała się w krzaki. Nagle ziemia zapadła się, a my tylko krzyknęliśmy.
***
Obudziłem się podłączony do jakiś gówien.
- Costa, Costa gdzie jest Costa? - zapytałem otwierając oczy
- Spokojnie, Costa jest bezpieczna - mówił spokojnie Anoter
- Kłamiesz... gdzie jest Costa!
- No dobrze, nie będę przedłużał. Cia.. Costy nie można znaleźć. Ciało Costy nie zostało znalezione i możliwe...
Nie słuchałem już dalej tylko oderwałem te gówna i pocwałowałem tam
gdzie byłem z Costą. Zobaczyłem dziurę w ziemi. Ostrożnie zszedłem na
dół, jednak i tak ta próba zakończyła się glebą. Ale to nie było ważne.
Zacząłem nerwowo biegać w tę i z powrotem. Nigdzie nie było widać Costy.
Nagle w oczy rzuciło mi się coś białego. To Costa! Była zasypana
częściowo ziemią i dlatego nie było jej widać. Odkopałem ją jak
najszybciej i sprawdziłem puls. Niestety - nie był wyczuwalny. Usiadłem i
w myślach mówiłem sobie ,,Nie, nie to nie może być prawda. Jestem
zabójcą... nie powinienem z nią tu iść. Jestem idiotą. To ona powinna
żyć, a ja nie ''
Z oka poleciała mi łza, później druga, trzecia... przytuliłem ukochaną. I
wtedy zdarzyło się coś wspaniałego. Usłyszałem bicie jej serca. Teraz
płakałem ze szczęścia ,, ONA ŻYJE! ''
- ŻYYYJEEEEEE! - zawołałem jak najgłośniej potrafiłem
Costa podniosła głowę. Próbowała coś powiedzieć.
- Ciii... wszystko jest okey. Zaniosę cię do Anothera, on ci pomoże.
Sam zacząłem tracić siły, bo nie zdążyłem się zregenerować. Miałem
złamaną nogę, ale wziąłem Costę na grzbiet, wyskoczyłem z dziury i
pogalopowałem ( trochę pokracznie bo trudno się galopuje ze złamaną nogą
i z dużym obciążeniem na grzbiecie ) do Anothera. Wbiegłem na salę,
położyłem Costę na łóżku, a sam upadłem na ziemię wycieńczony...
< Another? >