Galopowałam po cudownej plaży. Nie byłam tu jeszcze nigdy, ale byłam
przekonana, że są to tereny stada. Niestety myliłam się. Zauważyłam
ludzi jadących na koniach.
- Patrz! - zawołał jeden. - Jaka piękna klacz!
- Racja. Już sobie wyobrażam, jakie będą z niej wspaniałe źrebaki -
zaśmiał się, po czym razem z towarzyszem zarzucił mi na szyję sznur. Za
późno zorientowałam się, co chcą zrobić. Zaczęłam wierzgać i stawać
dęba.
- Hej, spokojnie mała! - krzyknął mężczyzna, po czym zsiadł z konia,
ostrożnie podszedł do mnie i poklepał po szyi - Bardzo nam się
przydasz... Już nawet mam na ciebie dobrego ogiera.
WTF?! Ogiera?! Spanikowałam ponownie, ponieważ wiedziałam, że w świecie
ludzi wszystko co było u nas się nie liczy. Więc leki nie będą
działać...!
Poczułam, jak coś wbija mi się w zad, a potem poczułam się senna...
Obudziłam się w przyczepie. Nie wiedziałam, co się dzieje.
- Wypuście mnie! - wrzeszczałam jak opętana, po czym zaczęłam walić
kopytami w ściany mojego więzienia. Ludzie siedzący z przodu chyba mnie
nie rozumieli, bo tylko się śmiali. Wreszcie dojechaliśmy do małego
gospodarstwa. Drzwi przyczepy otworzyły się, a ja pocwałowałam jak
szalona prosto przed siebie. Niestety ograniczył mnie wysoki, drewniany
płot. Ludzie, którzy mnie porwali, wpuścili na mój wybieg gniadego
ogiera:
Przykłusował do mnie w wysoko podniesioną głową. Uśmiechnął się drapieżnie.
- Hej piękna ...
- Weź się ode mnie odwal!
- Nie mam zamiaru rezygnować.
- WON !
- Bo co mi zrobisz?
Ogier przycisnął mnie do kątu ogrodzenia. Kopnęłam go w pysk. Cofnął się
o kilka kroków, próbując zachować równowagę. Wykorzystałam moment i
odbiegłam od niego, wierzgając. Oczywiście polazł za mną. Mężczyzna,
który stał oparty o ogrodzenie, przypatrując się naszym, jak to
określił, "zalotom", zawołał do drugiego:
- James, coś się zaczyna!
Tamten natychmiast podbiegł.
- O co chodzi, Jackob?
Człowiek nazwany Jackobem wskazał palcem w moim kierunku. Zobaczyłam, że
ogier podchodzi mnie od tyłu. No i po raz kolejny oberwał, aż mu się
zakręciło w makówce.
- Fałszywy alarm... - westchnął Jackob.
- Jak nie dobrowolnie, to siłą - odparł James, po czym kazał drugiemu
pójść po coś do stajni. Po chwili wrócił i założył mi na głowę jakieś
kolorowe paski, a do nich przyczepiony sznurek. Opierałam się, ale
mężczyzna trzymał w ręku długi bat, więc nie chciałam poczuć go na
swojej skórze. Wyszłam za nim z pastwiska. Jackob wprowadził mnie w
jakąś małą zagrodę, ale bez bramki. Koniec sznurka przywiązał do
drewnianej belki.
- Zawiąż mocno! - ostrzegł James. Jackob zwiększył uścisk. Nie mogłam
się ruszyć, ani nawet przekręcić głowy. Po chwili ze stajni wybiegł ten
sam ogier. Już się zbliżył, jednak ja wyrwałam się i skopałam konia. No i
znów.zakręciło ku się w makówce...
- Ostra - stwierdził James. - Przywiąż jej nogi.
Jackob w milczeniu zabrał się do pracy. Rozszerzył mi nogi, tak że nie
mogłam się ruszyć. Mężczyzna spojrzał na moją zbolałą minę.
- Ona chyba tego nie chce... - powiedział niepewnie, ale James odparł na to ze złością:
- Nie obchodzi mnie,czego ona chce! Wiąż!
Jackob uległ, ale patrzył na brata spode łba.
Wszystkie nogi miałam przywiązane, tak że nie mogłam się ruszyć. James
przyprowadził ogiera i go puścił, zamykając wejście na padok. Napięłam
bezwiednie mięśnie. Podszedł do mnie, z triumfalnym uśmiechem. Powoli,
zbliżył się do mnie, napawając się zwycięstwem.
- Widzisz? Jestem górą - szepnął mi na ucho. Dotknął mnie i przejechał
delikatnie po moim grzbiecie. Jego dotyk palił jak ogień. Widocznie
sprawiało mu to satysfakcję. Zjechał z grzbietu w dół, po czym zakończył
na zadzie. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Wspiął się. Wbił się we
mnie mocno, a ja nie mogłam nic zrobić. Po raz pierwszy poczułam ból.
Kiedy wreszcie koń skończył, wyrwałam się i uciekłam do stajni. Nie,
nie, nie! Ja nie mogę zajść w ciążę! Co ja powiem w stadzie?!
CDN