Szedłem
do domu, kiedy kątem oka zobaczyłam jak jakaś klacz, która trochę
kuleje próbuje przejść przez jezdnie. Wreszcie na nią weszła, ale
musiała nie zauważyć samochodu, który jechał na nią z dużą prędkością.
Bez namysłu rzuciłem się w stronę klaczy. W ostatniej chwili zepchnąłem
ja na pobocze gdzie polecieliśmy oboje i jakimś trafie klacz upadła na
mnie. Po chwili klacz podniosła łeb i popatrzyła na mnie i szepnęła
prawie bez głośnie.
- Dziękuje. - Nie ma sprawy. -Powiedziałem i spojrzałem na kasztanowatą klacz, która teraz była blada jak ściana i strasznie się trzęsła. Klacz wstała, ale najwyraźniej była nadal w szoku, bo gdyby nie ja to znowu by upadła. Pomogłem klaczy złapać równowagę. - Może na wszelki wypadek odprowadzę Cie do domu ? - Dobrze.- Powiedziała nadal bardzo cicho i wskazał w którą stronę mamy iść. Po piętnastu minutach dotarliśmy na miejsce. Klacz zaprosiła mnie do środka, gdy patrzyłem na nią zauważyłem, że zaczęły jej wracać kolory, nadal była trochę blada. Zrobiła nam obojgu herbatę i usiedliśmy na kanapie. - Może zacznijmy od nowa ? - No dobrze. - Ja jestem Grajek. - Melodia. - Powiedziała uśmiechając się, a ja zrozumiałem, że coś będzie iskrzyć. Melodia dokończ |
|