- Odbija jej nie?- zapytałem
- No...
- Mam jej już dosyć. Jak jeszcze raz się mnie czepi, to lepiej niech nie wie co jej zrobię
- Ja już muszę iść- powiedziała Kirke i poszła
Ledwo co zniknęła za drzewami a obok mnie stanęła Buterfly i zaczęła krzyczeć
- Etruś, Etruś...
- Wiesz co oznacza twoje imię?- powiedziałem niby zainteresowany
- Nie!!! A wiesz? Powiedz!!
- Latające Masło - zacząłem się śmiać
- Eruś!- zaczęła krzyczeć głośniej. Złapałem ją siłą wiatru za gardło i poddusiłem. Później spaliłem jej do połowy ogon. Klacz przestała.
- Etruś! Nie rób mi tego! - powiedziała do mnie, po tym jak już przestałem ją podduszać i zalałem jej ogon wodą.
- Jeszcze raz się do mnie tak odezwiesz...- powiedziałem
- Przepraszam... Etruś, Etruś Etruś!!!- zaczęła się śmiać
Tym razem nie popuściłem jej! Przygniotłem ją do drzewa całą swoją siłą. Cała zaczęła drżeć. Płakała. Cały czas. Ja ją trzymałem. Nie zamierzałem puścić. Dociskałem mocniej. W końcu postanowiłem puścić.
- I co? Nadal taka mądra? Teraz zjeżdżaj z tąd! Słyszysz? Spadaj, albo nie wiem co ci zrobię! - klacz uciekając wpadła na Costę.
- Gdzie łazisz łamago? Ogarnij się!
- No... Mogła by się ogarnąć - powiedziałem do Costy
- I ona cię tak męczy i męczy?
- No... Żałuję, że należy do tego stada.
(Costa?)
- No...
- Mam jej już dosyć. Jak jeszcze raz się mnie czepi, to lepiej niech nie wie co jej zrobię
- Ja już muszę iść- powiedziała Kirke i poszła
Ledwo co zniknęła za drzewami a obok mnie stanęła Buterfly i zaczęła krzyczeć
- Etruś, Etruś...
- Wiesz co oznacza twoje imię?- powiedziałem niby zainteresowany
- Nie!!! A wiesz? Powiedz!!
- Latające Masło - zacząłem się śmiać
- Eruś!- zaczęła krzyczeć głośniej. Złapałem ją siłą wiatru za gardło i poddusiłem. Później spaliłem jej do połowy ogon. Klacz przestała.
- Etruś! Nie rób mi tego! - powiedziała do mnie, po tym jak już przestałem ją podduszać i zalałem jej ogon wodą.
- Jeszcze raz się do mnie tak odezwiesz...- powiedziałem
- Przepraszam... Etruś, Etruś Etruś!!!- zaczęła się śmiać
Tym razem nie popuściłem jej! Przygniotłem ją do drzewa całą swoją siłą. Cała zaczęła drżeć. Płakała. Cały czas. Ja ją trzymałem. Nie zamierzałem puścić. Dociskałem mocniej. W końcu postanowiłem puścić.
- I co? Nadal taka mądra? Teraz zjeżdżaj z tąd! Słyszysz? Spadaj, albo nie wiem co ci zrobię! - klacz uciekając wpadła na Costę.
- Gdzie łazisz łamago? Ogarnij się!
- No... Mogła by się ogarnąć - powiedziałem do Costy
- I ona cię tak męczy i męczy?
- No... Żałuję, że należy do tego stada.
(Costa?)