Wybrałam się dziś na spacer, by zaczerpnąć jesiennego powietrza.
Promienie słońca ogrzewały moje ciało, jednak wiatr je ochładzał. Nagle
usłyszałam pisk. Do moich chrap dotarł zapach krwi. Ruszyłam w stronę
dźwięku. Dotarłam na pole. Kilka metrów ode mnie zobaczyłam zająca. Był
na gałęzi powieszony za nogę. Krwawił i to bardzo. Podbiegłam do niego.
Zza krzaków wyszedł mój odwieczny wróg - kary ogier imieniem Devil
- Cześć Shanti - powiedział widząc mnie przy zajączku
- Witaj Debil!
- Jestem Devil
- Różnica jednej literki
- Wiedziałem, że tu przyjdziesz
- Ja nie jestem tak podła jak ty!
- Już nie przesadzaj
- Nie jestem ogrodnikiem!
- Może - powiedział uderzając mnie ogonem.
- Odwal się Debilu!
Ogier kopnął mnie, a ja mu oddałam.
- Ho, ho, ho! Kto tu robi z siebie władcę? - powiedział prężąc się
- Najpierw walnij się w łeb, a później zagadaj
Ogier podszedł do mnie, a ja wykorzystując to, że wpatrywał mi się w
oczy kopnęłam go w zad, przez co poleciał kilka metrów dalej. Zanim
zdążył się podnieść, ja przegryzłam linę i uwolniłam zająca. Zaczęłam
uciekać z nim na grzbiecie. Ogier gonił mnie. Niestety - był szybszy ode
mnie.
- Nie próbuj uciekać! - powiedział ze złowieszczym uśmiechem zagradzając mi drogę
- Daj mi spokój!
Ogier zaczął się do mnie dobierać.
- Ahhh, przestań - powiedział
Kopnęłam go w brzuch. Wypaliłam mu oczy i związałam. Zatargałam na klif i
z niego zrzuciłam. Szybko przygotowałam miksturę uzdrawiającą, na którą
przepis dał mi Fox 'y. Oblałam nią zająca, a ten szybko wziął nogi za
pas i uciekł.
- Dziękuję - szepnął mi biegu. Ja uśmiechnęłam się sama do siebie i
poszłam w drogę powrotną. Przynajmniej tak mi się wydawało. Znalazłam
się w środku ciemnego lasu pełnego robali. Ruszyłam ścieżką prowadzącą
na wschód. Słyszałam wycie wilków, szmeranie w krzakach. Nagle przede
mną pojawiło się zwierzę. Był to królik. Jakby stworzony ze światła.