- Wooow...
- No, woow...
- To co robimy?
- Nie wiem... może... - powiedziała po czym nastąpiła chwila ciszy
= chodźmy po przywódców - powiedzieliśmy razem i zaśmialiśmy się
- Widać... myślimy podobnie
No więc poszliśmy i wszystko powiedzieliśmy Mustangowi. Oznajmił nam, że się tym zajmie.
- Odprowadzić cię pod jaskinię? Już późno... lepiej żebyś sama nie szła.
- A tam, poradzę sobie...
- Jeżeli coś ci się stanie to sobie nie wybaczę. Pozwól.
- No dobrze - uśmiechnęła się
I poszliśmy.
Gdy byliśmy już na miejscu Mascared zaproponowała mi wejście do jej
jaskini. Było późno, więc się opierałem, jednak ona ma zbyt duży dar
przekonywania. No więc dałem się zaprosić. Mascared przyniosła ciastka.
- Spróbuj...
- Nie, dziękuję
- No weź...
- Nie... to nie tak...
- No proszę - przerwała mi
- Oh... dobrze... - powiedziałem i wziąłem jedno ciastko.
Nagle cała jaskinia zaczęła się trząść.
- Uciekaj Mascared! krzyknąłem, gdy sufit zaczął się zawalać
Ja na szczęście też zdążyłem uciec
- Może... przenocujesz u mnie? Nie chcę być nachalny, ale noc w takich
warunkach to niezbyt ciekawa ... przygoda? Nie wiem jak to nazwać, ale
pewnie wiesz o co mi chodzi
Klacz uśmiechnęła się tylko.
- To co?
- Pewnie, tylko nic mi nie zrób - zachichotała
- Nigdy bym klaczy krzywdy nie zrobił
- Mam nadzieję
Gdy byliśmy już u mnie, pokazałem klaczy miejsce spania - tam gdzie ja zawsze leżałem. Ja zaś położyłem się na podłodze.
- Dobranoc... - powiedziałem
- Dobranoc - szepnęła
<Mascared?>