Ruszyłam w stronę jaskini mojej i Killera. Zastałam go tam. Leżał i patrzył się w kwiatek.
- Hej Killer! - zawołałam
Ogier uśmiechnął się na mój widok.
- Co tam? - zapytał
- A nic.
Ogier na mnie popatrzył.
- Wytłumaczyć ci to wczorajsze?
- Nie musisz.
Oparłam się o niego kładąc głowę na jego szyi
- Masz jakieś plany na dziś? - zapytałam
- Nie...
- To fajnie. Może się przejdziemy?
- Gdzie konkretnie?
- Na łąkę?
- Okey...
Po kilku minutach wstaliśmy i poszliśmy razem na łąkę. Paśliśmy się.
Tym razem nie tak jak ostatnio... teraz staliśmy obok siebie. Nagle
poczułam ukłucie. Zemdlałam. Obudziłam się w boksie. Obok mnie stał w
boksie jakiś koń. Nie widziałam dokładnie jaki, bo obraz był rozmazany..
widziałam jakby za mgłą. Położyłam się w kącie boksu i zasnęłam. Po tym
jak się obudziłam obraz był już ostrzejszy i mogłam zobaczyć czy znam
tego kogoś. Okazało się że to Killer. Oparłam się o drzwi boksu.
Podszedł do mnie jakiś facet.
- Nie bój się... tylko chcę cię wypuścić. - mówił próbując założyć mi
sznurek na głowę. Killer posłusznie podstawił łeb, a facet zaczął go
gdzieś prowadzić.
- Killer! Co ty robisz?! Killer! - zaczęłam krzyczeć
Ogier nie zwracał na mnie uwagi.
- . - . -
I tu się obudziłam. To był sen.
- Killer? - zawołałam
- Słucham?
- Nie nic...
- Może byśmy się przeszli na łąkę
- Nie... nie.... lepiej nie...
- Czemu?
- Nie... nic.
- To... na plażę? Do lasu?
- No dobra... to do lasu - uśmiechnęłam się
No więc poszliśmy. Weszliśmy do jeziorka, które znalazłam kiedyś tam
znalazłam. Popływaliśmy trochę, a później wyszliśmy z wody by zjeść
trochę trawy. Nagle poczułam ukłucie. Obudziłam się w boksie.
Niewyraźnie widziałam, ale myślałam, że będzie tak jak we śnie - stoję
obok Killera, on daje na siebie założyć sznurek i ja zostaję sama. I
oczywiście tak było...
Facet przyszedł, założył Killerowi sznurek na łeb i oczywiście tamten
mnie zostawił. A jakby inaczej. Ja nie dałam się przekupić marchewkami i
innymi takimi 'smakołykami'. Stałam w boksie i stałam.
- Killer.... - odezwałam się któregoś dnia
- Co?
- Czemu ty się dajesz wziąć ludziom za sznurek? Ty nie jesteś dzikim koniem?
- Jestem..
- No właśnie chyba nie! - wydarłam się
Przyszedł facet i uderzył mnie batem w zad. Killer wierzgnął rozwalając 'ścianę', która nas dzieliła.
- Choć, będziesz obok mnie - powiedział
Przeszłam na jego stronę. Ogier wywarzył drzwi, kopnął faceta w twarz i uciekliśmy.
- Dzięki - uśmiechnęłam się
- Prosze...
Ogier poszedł, a ja ruszyłam w stronę lasu. Spotkałam tam starego konia.
- Witaj młoda klaczo - powiedział zachrypniętym głosem
- Dzień dobry - powiedziałam lekko się kłaniając
- Czy możesz pomóc staremu wałachowi?
- W czym?
- No więc... dostać się do środka tego labiryntu.
- Dobrze... - odpowiedziałam po chwili zastanowienia
Ruszyłam więc z wałachem do labiryntu. Po kilku godzinach szukania
wejścia do samego środka w końcu tam dotarliśmy. Naszym oczom ukazał się
piękny widok.
- Dziękuję młoda klaczo - ukłonił się lekko
- Proszę - uśmiechnęłam się
Wałach poszedł po coś. Po kilku minutach wrócił szczęśliwy i jakby... młodszy. Wyglądał teraz tak: