Dowiedziałem się od Lady M. o śmierci Worlda. Załamany poszedłem na cmentarz. Stanąłem przed jego grobem.
- Czy ty musiałeś mi to zrobić? MUSIAŁEŚ? - Sorki stary... ważniejsze dla mnie jest życie Lady, niż moje - usłyszałem cichy głos - Najpierw straciłem ojca, zdradziłem Mariss i teraz jeszcze ty umarłeś... powiedz mi, jak jest tam - w zaświatach. - Tęskni się za bliskimi, jednak można ich chronić... tutaj prawie nigdy nie będzie ci źle... - Idę do ciebie - mówiąc to ruszyłem w stronę wodospadu - Nie!!! Deadlock! Nie! Ty! Nie wiesz jaką ty krzywdę zrobisz Mariss... - jego słowa mnie zatrzymały. Choć chciałem, nie umiałem iść dalej. Nogi zaprowadziły mnie do ukochanej. Mariss pasła się na łące. Chciałem do niej podejść. Nagle w krzakach coś zaszeleściło. Mariss podniosła łeb by zobaczyć co to. W krzakach chował się .. człowiek. Miał w ręku strzelbę. Szybko rzuciłem się cwałem w stronę ukochanej. - Uciekaj! Skoczyłem w jej stronę. Inaczej Mariss dostałaby w głowę. Dostałem kulą w serce. Krwawiłem. Mariss zrozpaczona wezwała Anothera. Oczy zaczęły mi się zamykać, choć nie chciałem. Zrobiło mi się ciepło, zaraz zimno... i tak na przemian. - Żegnaj Mariss - powiedziałem łapiąc ostatni oddech. Poczułem jeszcze tylko kilka kropel wody na moim ciele. To pewnie były jej łzy... <Another?> |
|