- Nie masz za co przepraszać. To ja cię przepraszam... byłem zbyt nachalny - powiedziałem schylając łeb
- Valentino.... - powiedziała uśmiechając się
Podszedłem do ściany w jaskini, w której była dziura, niby okno. Popatrzyłem przez nią. Padał deszcz. Westchnąłem głośno.
- Valentino... - powiedziała podchodząc do mnie, a po chwili trącając mnie chrapami
- Może, jakiś spacer w deszczu? - zapytałem
Klacz się zgodziła. Poszliśmy do lasu. Mimo zimy - na drzewach zostało
jeszcze trochę liści. Śnieg rozpuścił się, a deszcz sprawiał, że czułem
się smutny. Gdyby było lato, to... to poprawiało by mi nastrój, jednak
takie warunki atmosferyczne tylko go pogarszały. W głowie cały czas
miałem słowa, które kiedyś usłyszałem od mamy. ,, Nadzieja zawsze umiera
ostatnia...''. Czułem, że właśnie umarła moja nadzieja na lepsze życie.
- Co ty taki zamyślony? - zapytała Mascared patrząc na mnie pytająco
- Słucham? - ocknąłem się
- Nie.. nic - westchnęła - Widzę, że teraz jakoś nie umiemy się dogadać..
- Nie... to przeze mnie. Jakbym nie był tak nachalny to byśmy razem fajnie spędzali czas.
<Mascared?>