Killer przyszedł do domu wcześnie. Ja w tym czasie jadłam śniadanie.
Położyłam przed nim jego porcję i wyszłam z jaskini. Byłam wnerwiona na
maxa, myślałam że wybuchnę. Poszłam do Costy i powiedziałam że idę poza
tereny stada. Poszłam nad jezioro, wokół którego rosła bujna trawa.
Położyłam się w niej, odwróciłam na grzbiet i patrzyłam w obłoki, które
wręcz ,,płynęły'' po błękitnym niebie. Od czasu do czasu skubnęłam trawy
i napiłam się z jeziora. Przyszedł Killer.
- Shanti? - powiedział kładąc się obok mnie
- Co Shanti? Co Shanti! - odwróciłam się na drugi bok, by uniknąć wzroku ogiera
- Shanti... kochanie, przepraszam, ale...
- Ale? - zerwałam się i zrobiłam kilka kroków w przód. Zatrzymałam się. -
Ale ty wolisz martwić się Costą? - powiedziałam rzucając mu surowe
spojrzenie.
< Killer? >