Ukryłam się w jaskini niedaleko pola walki ogierów. Gdy wszystko
ucichło, wyszłam niepewnym krokiem. Nic nie słyszałam... Przede mną
rosły krzaki. Przeszłam przez nie i ujrzałam leżącego Valentina.
Podbiegłam do niego pełna złości. Po co on tu przyszedł? Szukać mnie na
nowo? Próbowałam skupić się na rannym samcu. W kolejnych minutach coraz
bardziej do oczu napływały mi łzy. Nie dawałam rady zatamować krwotoku.
Postanowiłam, że zabiorę go do ojca. Wyczarowałam małe sanie i
próbowałam dociągnąć do kliniki.
Gdy byłam już przy jej murach. Pobiegłam do Anothera. Nie obchodziło mnie, że w gabinecie ktoś jest.
- Tato, Valentino bił się w mojej obronie... - próbowałam się uspokoić.
Ogier przeprosił pacjenta i od razu pobiegł do niego.
Kilka godzin potem, pozwolono mi wejść do pokoju, gdzie leżał ogier.
Zamknęłam delikatnie drzwi i usiadłam obok łóżka. Tino był przytomny. Na
przywitanie dał mi swój uśmiech. Po chwili ciszy, odezwałam się:
- Jak się czujesz?
- Bywało lepiej, ale kiedyś z tego wyjdę... Co to był za ogier?
- Bloody Warrior... Ma obsesje na moim punkcie. Od źrebaka próbował mnie
''poderwać'', ale ja ciągle mu odmawiałam. Nie wiem jak mnie znalazł...
< Valentino? >