- Oh... 
- Co tak wzdychasz? - zapytałem
- Bo tak
- Co ty robisz! Odwal się od niej! Ona jest moja! - krzyknął jakiś koń kopiąc mnie w brzuch
- Chodź kochanie! Uciekaj od niego! - wrzasnął odciągając klacz ode mnie
- Zostaw ją! - powiedziałem stanowczo
Ogier popatrzył na klacz, i zaraz na mnie. Znów na klacz.
- Ona jest moja! I będziesz miała ze mną źrebaka - dodał patrząc złośliwie na Mascared.
- Zostaw ją! - wykrzyczałem przez zęby
- Ojejejeje, ona MNIE kocha! 
Szybko wzbiłem się w powietrze i wyczarowałem płomień ognia. Unosił się on teraz nad głową ogiera.
- Puść ją, albo... 
- Albo? - przerwał mi - albo mi krzywdę zrobisz? Ha, ha, ha. Śmieszne.
- Mówię prawdę...
Ogier popatrzył na Mascared
- Nie chcę stracić takiej sztuki - powiedział ruszając brwiami
- ZOSTAW JĄ KUR** POWIEDZIAŁEM JASNO?
Ogier westchnął
- Widzę, że się nie dogadamy. Ja ją zabieram, a ty se idziesz i nikomu o tym nie mówisz. Prosty układ? Prosty. 
Ogier popatrzył się na moją ukochaną. Wykorzystałem ten moment. Kopnąłem go w brzuch, przez co puścił Mascared.
- Uciekaj! - krzyknąłem
Mascared zaczęła uciekać. Upuściłem płomień, który wcześniej nadal 
wisiał w powietrzy nad jego łbem. Wypaliło mu oczy. Nagle usłyszałem 
jakieś krzyki. Obejrzałem się. Prosto na nas cwałowało stado koni z 
ludźmi na grzbietach. Zaczęli oni do nas strzelać z łuków. Dostałem w 
zad, a mój przeciwnik w nogę. Kopnął mnie w brzuch. Upadłem na ziemię. 
Gdy podszedł do mnie ja wstałem szybko i dostał w głowę. Polała się 
krew. Po kilku godzinach walki mojej i ogiera, oraz z ludźmi upadłem na 
ziemię. Ogier uciekł, a ludzie... ludzie też uciekli. 
Rozpadało się. Krew nadal wypływała z mojego ciała. Leżałem i powoli 
traciłem czucie w nogach. Chciało mi się spać, ja jednak powstrzymywałem
 się, bo wiedziałem, że jeśli zasnę to będzie już mój koniec. Prawdziwy 
koniec....
< Mascared? ( spotykasz mnie po kilku godzinach, ale żywego. Nieprzytomnego, ale żywego ) >