Klacz patrzyła na mnie z wielkim bólem, widać to było w jej oczach. Może
to nie w moim stylu, bo lubię robić na złość, ale ją wyciągnąłem. Była
wyczerpana. Nie umiała nawet stanąć na własnych nogach. Wziąłem ją na
grzbiet i zaniosłem do Anothera.
- Ma złamaną lewą tylną nogę i posiniaczony cały tułów. Zabierz ją do domu, niech odpocznie. - powiedział
Ja pomogłem Mariss dojść do jaskini. Szkoda mi jej było. Poszedłem nad
mały wodospad, by sporządzić z jego wody miksturę, która goiła siniaki.
Przyniosłem jej to.
- Dziękuję, co to jest? - zapytała
- Miksturka dzięki której szybciej zagoją ci się siniaki. Napij się.
Kiedy klacz się napiła, ja poszedłem do domu.
- Gdzie ty tak długo byłeś!? - zapytała zapłakana matka
- Mama się niecierpliwiła...
- Przepraszam - powiedziałem z opuszczonym łbem - Musiałem pomóc
dziewczynie... drzewo się na nią przewróciło. Patrzyła się na mnie z
takim bólem w oczach, że nie mogłem tego zignorować. - powiedziałem,
kiedy nagle zza ściany jaskini wyszła Degrassi mówiąc:
- Deadlock się zakochał! Deadlock się zakochał!
- Przestań Degrassi! - krzyknął Etruscan
- Przepraszam wujku. - powiedziała. Kiedy klacz podeszła do mnie cicho powiedziała:
- Bla, ble, bly bly nie gadaj tyle!
Ja w odpowiedzi pokręciłem głową i odwróciłem się w drugą stronę.
Następnego dnia wstałem wcześnie, myśląc o Mariss. Postanowiłem ją
odwiedzić. Kiedy byłem już w jaskini zauważyłem, że śpi. Nie chcąc jej
budzić poszedłem do dzikiego sadu pozbierać jabłka. Kiedy przyszedłem z
nimi, Mariss już nie spała.
- Proszę! To śniadanie dla ciebie - odparłem uśmiechając się
- Dziękuję - odwzajemniła się uśmiechem.
Po zjedzeniu jabłek klacz jeszcze raz mi podziękowała i dała mi całusa,
dobrze, że nagle coś się przewróciło i odwróciłem się w drugą stronę, bo
zauważyłaby jak się zarumieniłem. Chyba Degrassi miała rację...
zakochałem się.
- Wiesz co? Już mi trochę lepiej. Może przejdziemy się dziś gdzieś?
- Odpoczywaj, odpoczywaj... jutro się przejdziemy - uśmiechnąłem się
- Dobrze - ona również się uśmiechnęła.
Cały dzień u niej przesiedziałem. Śmialiśmy się i żartowaliśmy.
- Narazie! - powiedziałem
- Pa Deadlock!
Przybiegłem do domu cały zziajany i spocony, ledwo łapałem oddech.
- Młody, co ty tam robiłeś? - zaśmiał się tata
- Nic... po prostu znów się zasiedziałem i musiałem się spieszyć. Od razu ci mówię, że jutro mogę wrócić późno, albo wcale.
- Okey... - zaśmiała się mama
Ja pobiegłem szybko do łóżka i zasnąłem, z nadzieją, że jutro Mariss się
lepiej poczuje. Kiedy się obudziłem pogalopowałem do lasu po jagody i
po jabłka do dzikiego sadu. Kiedy przyszedłem Mariss już na mnie
czekała.
- Witaj Deadlock!
- Hej Mariss!
- Proszę, do dla ciebie, zdrowe śniadanie.
- Heh, dziękuję - uśmiechnęła się
Po śniadaniu postanowiłem pomóc jej rehabilitować nogę. Pomogłem jej w
stać i chodziliśmy po jaskini. Mariss się zmęczyła, więc zrobiliśmy
odpoczynek. Pobiegłem szybko nad jezioro i przyniosłem jej wody. Pod
wieczór poszliśmy nad morze. Był piękny zachód słońca. Nie wiem jak do
tego doszło, ale... całowaliśmy się. Ona, ona jest tak piękna...
Położyła się na piasku, a ja obok niej i razem wpatrywaliśmy się w
gwiazdy. Rano, gdy wstała powiedziałem jej wierszyk, który wymyśliłem
podczas dzisiejszej nocy:
Jesteś piękna tak jak gwiazdy na niebie
Jesteś piękna, zachowaj to dla siebie
Jesteś cudowna niczym morska bryza
Twoja grzywa jest piękniejsza od grzywy fryza
W twoich oczach urok, blask
Który dziś zaiskrzył w nas
Mogę rzucić się za tobą w ogień
Jeśli to zrobię - myśl o sobie...
( Mariss? Twoja reakcja na wiersz )