Biegłam przez las. Deszcz lał tak mocno, że widoczność była ograniczona
do jakis 2 metrów. Płakałam od wiatru i przez swoje zmartwienia, przez
co i tak nic nie widziałam. Ziemia zapadała się pode mną jak glutowata
masa. Byłam cała brudna i zziebnięta. Było mi strasznie zimno. Pioruny
hukały, a drzewa opadaly na ziemię. Nagle piorun uderzył w drzewo, a
ono powaliło się na mnie niczym kilkutonowy głaz. Przymiażdżył mi nogę
na wysokości uda. Nie moglam się ruszyć. Strasznie bolało. Zapadałam się
w błocie jak w ruchomych piaskach. Usłyszałam jakieś kroki. Stał przede
mną siwy jabłkowity ogier.
- Proszę, pomóż.... - powiedziałam ostatkiem sił
<Deadlock? :3>