- no.... no bo.... - trudno było mi się wysłowić przez łzy
- chodzi o....Eddiego ? - spytała podchodząc Kiwnęłam głową. - Zoey....tak mi przykro....- wyglądała jakby też miała się rozpłakać - niestety nic sie nie da zrobić ... - wyłkałam Gdy Shanti poszła rozmyślałam nad sobą ....przecież...co ja mam tu robić ? W życiu ? Nie mam po co w nim uczestniczyć. Wszystko co było dla mnie najcenniejsze znikło z mojego życia. Pamiętam te dni w których mój ukochany ratował mnie narażając swoje życie z największych opresji. W których dążył do jednego celu i zdobywał go. Cały sens w moim życiu przepadł wraz z ogierem moich marzeń. Nie mam po co istnieć.... * żałoba ;^; * |
|