Byłem
zdenerwowany, jednak na swój sposób opanowany. Tekst Killera nie zrobił
na mnie wrażenia. Stara śpiewka. Jeszcze w tym stadzie nikt nie widział
mnie zdenerwowanego. I niech tak zostanie. Jakby wiedzieli co zrobiłem z
innym stadem... całe tereny i konie spłonęły w męczarniach, bo mnie
przywódca wkurzył. Trudno jest mnie wkurzyć, ale jak już jestem
zdenerwowany to jeszcze trudniej jest mnie uspokoić.
- Zaprosił cię na imprezę? - zapytałem - Tak... - Idziesz? - Chyba tak... - Wiesz, jak pójdziesz to powiedz mu, że jak coś od ciebie chce to żeby mnie nie odciągał. Chyba że się boi że go zjem. - A.... na którą jest ta impreza? - dodałem po chwili - 22:30 - Może... pomogę ci się przyszykować? Czy pójdziesz do koleżanki? - Chyba jednak do koleżanki. Ale obiecuję, że ci się pokażę przed imprezą. - OK. Mogę? - Oh.. dobra - zaśmiała się przewracając oczami - Dziękuję, madame - również się uśmiechnąłem i dałem jej całusa - To ja lecę! - Cześć! *** Costa przyszła wieczorem. Koło 22:00. - I co? Jak wyglądam? - zapytała Mowę mi odebrało. Wyglądała olśniewająco, pięknie, zajebi*** normalnie nie umiem znaleźć wyrazów by określić jej piękno. - ? Nie podoba się? Jak idiota stałem i gapiłem się na nią jak wrona w kość... - Brzydko? - Costa Costa Costa! Wyglądasz zajebi****, pięknie, olśniewająco, jednym słowem ładniejszej klaczy na świecie nie widziałem i nie wiem jak mam określić twoje piękno - uśmiechnąłem się Klacz podbiegła do mnie i dała mi całusa. Coś we mnie drgnęło. Poczułem się dziwnie. Ona... pierwszy raz mnie pocałowała. To było... coś pięknego. - Co.. Co... Co... Co. sta? T.. ty mnie... wiesz... - Tak, wiem. Pocałowałam cię. Wielka mi filozofia - uśmiechnęła się < Costa? > |
|