Nie pamiętam dokładnie mojej mamy bo gdy tylko się urodziłam ona mnie zostawiła. Nie umiała sama wstać i uznała, że jestem za słaba. Po kilku godzinach znalazł mnie indianin i pomógł wstać po czym zabrał mnie ze sobą. Tam zaprowadził mnie na polanę ogrodzoną małym płotem. Poznałam tam też klacz imieniem Luisa, która się mną zaopiekowała. Nauczyła mnie jak sobie poradzić gdybym kiedyś zostałą sama. Nim się obejrzałam miałam już 2 lata i 6 miesięcy. Wtedy właśnie, latem w lesie wzniecił się pożar. Wszystko na swojej drodze zamieniał w popiół. Ogień szybko dotarł do naszej osady, wszyscy zaczęli uciekać. Ja również. Razem z Luisą rozdzieliliśmy się. Gdy ogień zgasł próbowałam ją odnaleźć jednak jej nie znalazłam. Wyruszyłam w poszukiwaniu nowego stada. Po kilku miesiącac natknęłam się na jakiegoś ogiera:
- Kim jesteś? - zapytał
- Nazywam się Karina i szukam stada.
- Ja jestem Mustang i mam jedno, chciała byś dołączyć?
- Jasne - powiedziałam z radością i poszłam za ogierem do reszty stada.